Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Douglas Starr podszedł do jej łóżeczka. Czuła jego ukochaną obecność. Usiadł na krześle przy niej w swym starym czerwonym szlafroku. Och, jakże ona go kochała! Na całym świecie niema drugiego takiego ojca, jak on, nigdy takiego nie było, tak pełnego czułości, tak wyrozumiałego, tak cudnego! Zawsze byli oboje parą kolegów; tak się wzajemnie kochali! Nie! to być nie może, żeby oni mieli się rozstać.
— Maleńka, śpisz?
— Nie — szepnęła Emilka.
— A jesteś senna, moje kochanie?
— Nie... nie... nie jestem senna.
Douglas Starr wziął ją za rękę i trzymał mocno w swych dłoniach.
— W takim razie porozmawiamy, maleństwo. Ja też nie mogę spać. Muszę ci coś powiedzieć.
— O, ja wiem, wiem już! — wybuchnęła Emilka. — Och, ojcze, wiem już o tem! Helena mi powiedziała.
Douglas Starr siedział przez chwilę w milczeniu. Poczem rzekł półgłosem:
— Stara głupia... głupia gruba baba... — jakby tusza Heleny była okolicznością jeszcze bardziej obciążającą z tytułu jej głupoty. Znowu, po raz ostatni, wstąpiła w Emilkę nadzieja. Może to wszystko było straszną pomyłką, jednym więcej rysem głupoty Heleny.
— To nieprawda, czy tak, ojcze? — szepnęła.
— Emilko, dziecko, — odrzekł ojciec — ja nie mogę wziąć cię na rękę, nie mam siły... ale wstań i usiądź mi na kolanach, tak po dawnemu.
Emilka wyślizgnęła się z łóżeczka i wskoczyła ojcu na kolana. On zatulił ją w swój szlafrok i trzy-

19