Przejdź do zawartości

Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zawsze wydawał się trochę zaskoczony na dźwięk tego wyrazu. Z nikim więcej nie mówiła o tem Emilka.
Myślała zawsze, jak daleko pamięć jej sięgała, że była bardzo, bardzo bliską świata cudnego piękna. Świat ten był oddzielony od niej tylko cienką zasłoną: ona nigdy nie mogła uchylić tej zasłony ani na chwilę, ale czasem... podmuch wiatru rozwiewał ją na jeden błysk i wówczas Emilka doznawała olśnienia, była oczarowana, na przeciąg sekundy otwierała przed nią kraina cudu swe podwoje... jeden błysk tylko!... słyszała tony nieziemskiej melodji.
Takie chwile zdarzały się rzadko, mijały rychło, pozostawiając ją zdyszaną, upojoną. Nigdy nie mogła ich wskrzesić na zawołanie, nigdy ich sobie uprzytomnić, nigdy zastąpić wyobraźnią; ale świadomość cudu towarzyszyła jej przez szereg dni. Cud nie ponawiał się nigdy w tej samej postaci. Dzisiaj stworzyły go te ciemne gałęzie. na odległem niebie. Przynosił go wiatr nocny na skrzydłach dzikiej, donośnej muzyki, wraz z cieniem, snującym się po polu, wraz z błyskawicą, zaglądającą do jej okna podczas burzy letniej, wraz ze śpiewem: „Święty, mocny, Święty, Nieśmiertelny”, rozbrzmiewającym w kościele, wraz z tym blaskiem ognia, jaki zastała ongi w kuchni, wracając do domu w jesienny wieczór; wraz z nowym wyrazem, szczęśliwie odkrytym przez nią podczas kreślenia „opisu” jakiegoś zjawiska. A ilekroć ów Promyk odwiedzał ją, czuła Emilka, że życie jest rzeczą cudną, tajemniczą, o niezniszczalnem pięknie.
Rzuciła się ku domowi w wąwozie. Pilno jej było przybyć do swego pokoju i przystąpić do „opisu” zanim obraz, jaki ujrzała, ulegnie w jej pamięci częściowemu zaćmieniu. Wiedziała na razie tylko, od jakich słów

13