Przejdź do zawartości

Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie. Ale gdybyś znała Pana Boga mego ojca, wierzyłabyś w Niego.
— Nie wierzyłabym. Zresztą, istnieje tylko jeden Bóg, o ile wogóle istnieje.
— Nie wiem... — odrzekła Emilka z wahaniem. — Nie, to nie może być. Bóg Heleny Greene nie jest ani trochę podobny do Boga mego ojca, a Bóg ciotki Elżbiety też jest zupełnie różny. Nie zdaje mi się, żebym lubiła Boga ciotki Elżbiety, ale jest On, bądź-co bądź, Bogiem pełnym godności, a Bóg Heleny Greene jest pozbawiony godności. Pewna jestem, że Bóg ciotki Laury jest jeszcze inny, miły i dobry, ale nie taki cudny jak Bóg ojca.
— Mniejsza o to, nie lubię rozmów o Bogu — rzekła Ilza niechętnie.
— Ja lubię je — odparła Emilka. Mnie się zdaje, że Bóg jest interesującym tematem. Będę się modlić za ciebie, Ilzo, ażebyś mogła uwierzyć w Boga mego ojca.
— Nie pleć! — krzyknęła Ilza, której dla jakichś tajemniczych przyczyn nie podobała się ta myśl. — Nie chcę, żeby się za mnie modlono!
— Czy ty sama nigdy się nie modlisz, Ilzo?
— Hm, od czasu do czasu, w nocy, kiedy czuje się bardzo samotna, albo kiedy mam kłopoty. Ale nie chcę, żeby się za mnie modlił ktokolwiek inny. Jeżeli cię na tem przyłapię, Emiljo Starr, wydrapię ci oczy. A za mojemi plecami też nie masz się modlić za mnie, rozumiesz?
— Dobrze, rozumiem — odrzekła Emilka ostro. Była upokorzona tem odrzuceniem jej szlachetnej

148