Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ojciec mój był bardzo, bardzo bogatym człowiekiem — rzekła Emilka stanowczo.
Rhoda zdumiała się.
— A ja myślałam, że nie miał ani grosza.
— Tak też i było. Ale można być bogatym, nie mając pieniędzy.
— Nie widzę w jaki sposób. Ale ty w każdym razie będziesz zczasem bogata, bo twoja ciotka Elżbieta pozostawi ci w spadku cały majątek, mówi moja matka. Tak więc obojętne mi jest, czy ona cię trzyma z łaski, ja cię kocham i będę cię bronić.
— Czy masz narzeczonego, Emilko?
— Nie — zawołała Emilka gwałtownie, zgorszona na samą myśl o czemś podobnem.
— Jakże? Mam dopiero lat 11.
— Ech, u nas w klasie każda ma narzeczonego. Moim narzeczonym jest Tadzio Kent. Uścisnęłam mu rękę, jemu pierwszemu, bezpośrednio po dziewięciu nocach pilnego liczenia wschodzących gwiazd do dziewięciu, nie opuszczając ani jednego wieczora. Jeżeli i ty tak postąpisz, czyli będziesz liczyć gwiazdy, do dziewięciu, w ciągu dziewięciu wieczorów z rzędu, to pierwszy chłopiec, któremu podasz rękę, będzie twoim narzeczonym. Ale to bardzo uciążliwe. Zeszła cała zima, zanim uścisnęliśmy sobie ręce, Tadzio jest dziś nieobecny, chorował przez cały czerwiec. Jest to najprzystojnieszy chłopiec w Czarnowodzie. Będziesz chyba też miała narzeczonego, powiedz, Emilko?
— Nie sądzę — rzekła Emilka gniewnie. — Nic nie wiem o narzeczonych i nie pragnę mieć żadnego...
Rhoda potrząsnęła głową.

112