podobno. Pani Markowa Burns była u doktora niedawno i słyszała wyraźnie, jak Ilza powiedziała: „Przeklęty łobuzie”, zwracając się do psa.
— Mój Boże, mój Boże! — wzdychała pani Anna Cyrylla.
— Gzy wiesz, co ja widziałam w zeszłym tygodniu?... Widziałam na własne oczy! — Panna Potter powiedziała to z wielkim patosem. Pani Anna nie powinna przypuszczać, że ona widuje coś cudzemi oczami.
— Nie zdziwisz mnie niczem — rzekła słodko pani Anna. — Powiadają, że ona należała do tej kociej muzyki, urządzonej Johnsonowi w zeszły wtorek; przebrana była za chłopca.
— Całkiem słusznie. Ale to, co ci opowiadam, zdarzyło się na mojem podwórzu. Była tam z Jennie Strang, która przyszła do mnie po róże dla swojej matki. Zadałam Ilzie pytanie, czy umie szyć i gotować. Odpowiedziała: nie, bez najmniejszego wstydu, a potem spytała: ...no, jak myślisz, co za pytanie mi zadała ta dziewczyna?
— Skądże mam wiedzieć! No, jakie? — spytała pani Anna bez tchu.
— Trudno mi powtórzyć... Posłuchaj: stanęła na jednej nodze i zapytała, mrużąc oczy: a czy pani umie, stojąc na jednej nodze, podnieść drugą do wysokości czoła, panno Potter? Nie? A ja umiem! I... — panna Potter łyknęła ślinę parę razy — zrobiła to!
Emilka stłumiła głośny wybuch śmiechu. Wiedziała, że Ilza lubi gorszyć pannę Potter.
— Boże wielki, czy był obecny jakiś mężczyzna? — spytała pani Anna.