Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że tak jest. Ale tem go pani nie przytrzyma, Mrs. Kent. Dojdzie pani sama do tego wniosku, gdy już będzie za późno. Dobranoc, Tadziu. Dziękuję ci, że przyszedłeś mi z pomocą. Dobranoc, Mrs. Kent.

„Dobranoc” Emilki było bardzo stanowcze. Odwróciła się i szła, nie oglądając się za siebie. Z początku czuła tylko wielki gniew, potem ogarnęło ją zmęczenie, ogromne zmęczenie. Zdała sobie sprawę, że miotają nią dreszcze. Osłabienie jej zwiększało się z każdą minutą. Co robić? Nie uśmiechała jej się myśl powrotu do Srebrnego Nowiu. Emilka czuła, że nie będzie mogła spojrzeć w oczy ciotce Elżbiecie, o ile wyjdą na jaw rozliczne skandale, których ona, Emilka, była ośrodkiem tej nocy. Zwróciła się więc w kierunku domu dra Burnleya. Tam drzwi nie były nigdy zamknięte na klucz. Emilka wsunęła się do hall’u, gdy już świtało. Zbyteczne byłoby budzić Ilzę. Opowie jej zrana swoją przygodę i zobowiąże ją do milczenia. Nie powtórzy jej tylko jednego zdania Tadzia, ani rozmowy z panią Kent. Tamto było zbyt piękne, a to zbyt nieprzyjemne. Rzecz jasna, że pani Kent nie była taką kobietą, jak inne i nie należało brać jej tego za złe... Niemniej zepsuła, spłoszyła moment wielkiego piękna, przecięła swemi głupstwami najcudniejszy nastrój, spełnienie nieświadomych marzeń dziewczęcych. A biedny Tadzio czuł się oczywiście jak głupiec i tego głównie nie mogła jej Emilka przebaczyć.

Usypiając, przeżywała jeszcze raz w myśli wypadki ostatnich kilku godzin. Jej uwięzienie w kościele... okropne wrażenie, kiedy dotknęła psa... stokroć gorsze, gdy zaczęła się pogoń za nią szaleńca — Morrissona... ocalenie dzięki Tadziowi... krótka sielanka

76