Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniej. Niech moja godzina szału pozostanie tajemnicą między nami dwojgiem, kuzynie Jimmy.

— Więc jakże wrócisz do Shrewsbury?

— Pieszo.

— Pieszo? O tej godzinie?

— Przecież już przyszłam o tej godzinie w odwrotnym kierunku. Powtórzę więc tę przechadzkę. Mam tu parę starego obuwia w szafie. Włożę je na nogi, to będzie odpowiedniejsze, niż wieczorowe pantofelki. Zniszczyłam twój śliczny prezent w przystęnie uniesienia. Włożę też moje stare palto. Będzie mi cieplej. Będę w Shrewsbury o świcie. Wyruszę, skoro tylko uporamy się ze wszystkiemi orzechami.

Kuzyn Jimmy zgodził się. Emilka była młoda i silna, a im mniej Elżbieta będzie wiedziała o tym zatargu rodzinnym, tem lepiej dla wszystkich. Odetchnął z ulgą. Bał się z początku, że upór Emilki będzie tym razem nie do przełamania.

— A jak tam z pisaniem?

— Pisuję sporo, chociaż w moim pokoju jest strasznie zimno zrana, ale tak lubię pisać! Marzeniem mojem jest stworzyć zczasem coś pięknego.

— Zdziałasz coś z pewnością, nie wątpię o tem. Ciebie nikt nie wepchnął do studni.

Emilka uścisnęła mu dłoń. Ona jedna czuła, ile byłby mógł zdziałać kuzyn Jimmy, gdyby nie był został wepchnięty do studni.

Kiedy orzechy były już zjedzone, przebrała się Emilka w stare buciki i w palto. Był to nędzny przyodziewek, ale jej młoda uroda nie potrzebowała jeszcze ram, aby się uwydatnić. Wyglądała jak gwiazda w ubogim, zadymionym pokoju.

183