Strona:Emilka dojrzewa.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czach. Jaki piękny był świat, jak piękne było życie, jak cudna była Kraina Wyżyn! Emilka weszła powoli na szczyt wzgórza. Zdawało jej się, że ma skrzydła, nie dotykała prawie ziemi nogami.

— „Wykazują prawdziwy talent, szczery talent” — szeptała Emilka, powtarzając te nieprawdopodobne słowa. — Oni chcą, żebym stale nadsyłała moje utwory. Och, gdyby ojciec mógł widzieć moje wiersze, wydrukowane!

Przed laty, w starym domku w Borze Majowym, wyrzekł jej ojciec, pochylony nad śpiącą dziewczynką, te słowa: „Będzie gorąco kochać... okropnie cierpieć... ale wzamian zazna chwil pełnych chwały”.

I oto przeżywała jedną z chwil swej chwały. Odczuwała radość z samego faktu istnienia na świecie. Zdolność twórcza, uśpiona w ciągu ostatnich miesięcy, nagle zerwała się w jej duszy nanowo, zapłonęła jak gorejąca pochodnia. Wypleniła wszelkie stany chorobliwe, zatrute myśli, niskie posądzenia. W jednej chwili pojęła Emilka, że Ilza nigdy tego nie zrobiła. Roześmiała się radośnie, ubawiona.

— Jakim głuptasem byłam przez cały ten czas! Jak strasznym głuptasem! Naturalnie, Ilza nigdy tego nie zrobiła. Teraz już niema nic pomiędzy nami, żadnej zapory, wszystko jest po dawnemu. Pobiegnę prosto do niej i powiem jej to.

Emilka pośpieszyła napowrót w dolinę. Kraina Wyżyn leżała za nią, tajemnicza w oświetleniu księżycowem, spowita w cudne misterjum zimy w lesie. Tworzyła nierozerwalną całość z pięknem, urokiem i milczeniem. Królowa Wichrów westchnęła nagle, a jednocześnie z tem westchnieniem rozgorzał „pro-

164