Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Ludzie zagrożeni suchotami potrzebują wiele snu”. Gdy wracam ze szkoły, jemy obiad, a potem studjuję przez cały wieczór. Nie mam więc ani chwili dla siebie. Nie mogę pisać. Wiem, że ciotka Ruth i ciotka Elżbieta uknuły razem ten spisek. Ale ja muszę pisać. To też zrana wstaję skoro świt, ubieram się, kładę palto, bo poranki są teraz chłodne, i gryzmolę przez godzinę przynajmniej. Nie chcąc, aby ciotka Ruth mnie przydybała i znów mi zarzuciła przebiegłość, powiedziałam jej o tem. Dała mi do zrozumienia, że jestem umysłowo chora i że źle skończę, najprawdopodobniej w zakładzie lub przytułku, ale mi narazie nie zabroniła rannego wstawania. Może się domyśliła, że toby się na nic nie zdało. Ta godzina o świcie jest najczarowniejszym momentem mego obecnego życia.

W ciągu dnia obmyślam nowele, ponieważ pisać mi ich nie wolno. Ale przyszło mi na myśl, że i tym sposobem nie dotrzymuję obietnicy, danej ciotce Elżbiecie. Łamię ją w duchu, nie w czynie, ale to przecież stokroć ważniejsze. Więc i tego zaprzestałam.

Dzisiaj napisałam wizerunek Ilzy. Bardzo ciekawy. Ją trudno jest analizować. Taka jest indywidualna i nieobliczalna. Ona nawet się nie gniewa tak, jak inni. Lubię jej „awantury”. Już nie używa takich przezwisk, jak niegdyś, ale jest w gniewie pikantna. (Pikantny — jest dla mnie nowym wyrazem. Lubię używać nowopoznanych słów. Wydaje mi się, że wtedy dopiero staję się właścicielką danego wyrazu, kiedy go wypowiem, lub napiszę).

Piszę przy oknie. Ogromnie lubię patrzeć, jak światełka domostw Shrewsbury migocą poprzez świerki na wzgórzu.

132