Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie cofała się przed żadną „posługą”, ale ten ton ciotki Ruth!

— Twój pobyt u mnie będzie mnie dużo kosztował — ciągnęła dalej ciotka Ruth. — Ale musimy wszyscy przyczynić się do wychowania cię według tradycji Murrayowskiej. Ja byłam zdania, że powinnaś była się kształcić na nauczycielkę i mieć dyplom w kieszeni na wszelki wypadek.

— I ja tego pragnęłam — rzekła Emilka.

— Tak ty mówisz. — Ciotka Ruth wydęła usta niedowierzająco. — W takim razie nie wiem, dlaczego Elżbieta tutaj cię przysłała. Ona ustępuje ci pod każdym niemal względem, więc nie wiem, dlaczego miałaby się uprzeć na tym punkcie, kiedy przypadkowo masz słuszność. Chyba, że niebardzo tego pragnęłaś wbrew twemu twierdzeniu dzisiejszemu. Sypiać będziesz w pokoiku przy kuchni. Tu jest cieplej w zimie, niż w innych pokojach. Niema tam gazu, ale w żadnym razie nie mogę się zgodzić na wypalanie gazu do pracy nocnej. Będziesz miała prawo do dwóch świec naraz. Pokój swój musisz utrzymywać czysto i przychodzić punktualnie na obiad i na kolację. Na to kładę szczególny nacisk. I nie wolno ci przyjmować tu twych przyjaciółek. Ani myślę brać je na utrzymanie.

— Nie wolno mi tu widywać Ilzy, ani Perry’ego, ani Tadzia?

— No, Ilza jest Burnleyówną, daleką krewną. Może czasem przyjść, ale nie za często. Sądząc z tego, co o niej słyszałam, nie jest to bardzo wskazana towarzyszka dla ciebie. Co do chłopców — pod żadnym pozorem! Nic nie wiem o Tadziu Kent, a co do Per-

118