Przejdź do zawartości

Strona:Emilka dojrzewa.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— ...Zwyciężę... — dokończyła Emilka, odrzucając wtył swą ciemną główkę.

— Daj Boże — rzekł pan Carpenter.

Emilka napisała tej nocy wiersz: „Pożegnanie Srebrnego Nowiu” i łzy roniła nad nim obfite. Piękne to było jechać do szkoły, ale odjeżdżać z ukochanego Srebrnego Nowiu! Każdy szczegół w Srebrnym Nowiu był z nią zrośnięty, był cząstką jej samej.

Nietylko ja kocham mój pokój i drzewa i pagórki, one mnie też kochają — rozmyślała.

Mała jej walizka była spakowana. Ciotka Elżbieta dopilnowała, żeby niczego potrzebnego nie zapomniano, a kuzyn Jimmy i ciotka Laura czuwali, żeby znalazły się tam i niepotrzebne drobiazgi. Ciotka Laura szepnęła Emilce, że znajdzie tam parę koronkowych pończoch (jedwabnych nawet Laura nie śmiała dać Emilce), a kuzyn Jimmy włożył tam trzy księgi oprawne w skórę oraz kopertę z banknotem pięciodolarowym.

— Ażebyś mogła sobie kupić to, na co będziesz miała ochotę, kurczątko. Byłbym ci dał 10, ale Elżbieta dała mi tylko 5 na poczet mojej pensji. Bałem się, że się domyśla...

— Czy będę mogła wydać dolara na znaczki pocztowe Stanów Zjednoczonych, o ile je znajdę? — spytała Emilka z niepokojem.

— Na co tylko zechcesz — odrzekł Jimmy lojalnie, chociaż niebardzo mu się w głowie mieściło, jak można tak łaknąć znaczków amerykańskich. Ale jeżeli kochana Emilka pragnie kupować znaczki Stanów Zjednoczonych, niech je sobie kupuje.

Następny dzień przeżywała Emilka jak we śnie.

116