Strona:Emilka dojrzewa.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wspinać, ona będzie się wspinać na swój szczyt, będzie dążyć, robić postępy, nic nie zdoła jej przeszkodzić w osiągnięciu upragnionych wyżyn....

— Gdy będę wielkim artystą, namaluję twój portret — rzekł Tadzio. — Zatytułuję go Joanna D’Arc. Będziesz miała uduchowioną twarz, będziesz słuchała Głosów.

Mimo owe głosy, poszła Emilka spać tego dnia w nastroju raczej smutnym. Nazajutrz obudziła się z niezachwianem przeświadczeniem, że tego dnia zdarzy jej się coś pomyślnego. Przeświadczenie to trwało, chociaż godzina za godziną upływała w najbanalniejszy sposób, taki sam, jak wszystkie soboty w Shrewsbury. Sprzątano gorliwie, ażeby dom był jeszcze czyściejszy, niż zwykle, na niedzielę.

O zmierzchu zaczął padać drobny deszcz. Żadna dobra nowina nie nadeszła. Emilka pisała właśnie w swoim pokoju wiersz pod tytułem „Marzenie podczas Deszczu”, gdy weszła do niej ciotka Laura z oznajmieniem, że ciotka Elżbieta życzy sobie z nią mówić, czeka w saloniku.

Posiedzenia Emilki z ciotką Elżbietą w saloniku nie należały do przyjemnych. Nie przypominała sobie żadnego niedawnego uczynku złego, ani takiego, który byłby dobry, a nie został spełniony. A jednak ciotka Elżbieta miała widocznie coś ważnego do powiedzenia, w przeciwnym razie nie wzywałaby jej do saloniku. Tu odbywały się tylko „posiedzenia” w sprawach niezwykłej wagi. Stop, duży kot Emilki, wślizgnął się za nią do saloniku, jak szary cień, bez szmeru. Emilka miała nadzieję, że ciotka Elżbieta nie wyrzuci go za

100