Przejdź do zawartości

Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opinię złego chłopca, skąpca, krwiożerczego przy okazyi bójek. Miał towarzyszy, nie miał przyjaciół. Rywalizacya jego miłosna z Jepem słynną była we wsi... sposób w jaki się zemścił oburzył wszystkich. Opinia klaruje się n a wsi długo, roztropność hamuje języki, a stosunki sąsiedzkie nakładają więzy i zmuszają do pewnego rodzaju obłudy, ale po śmierci Aulari, która gasła w oczach wszystkich, (a przyczynę wiedziano, choć się nikomu nie poskarżyła), po nieszczęściu Jepa, i złym postępku brata starszego miara się dopełniła. Jeden tylko jedyny głos powitał Galderyka. Sam tylko właściciel kawiarni z zawodowego przyzwyczajenia przysunął się do przybysza.
— A, nareszcie przychodzisz, nigdy cię teraz tutaj nie widać. Już więcej jak trzy niedziele minęły od twej ostatniej bytności. Dziewczętom przykrzy się bez ciebie.
— Chłopaków nie brak na ich pocieszenie, — odparł Galderyk — a przytem kpię sobie z nich!... Proszę cię daj mi wina grzanego!
Usiadł na uboczu, oparł łokcie na stole i usiłował zająć się tem, co się dokoła niego działo. Gwar kawiarniany i zgiełk rozmów brzmiał znowu po chwilowej przerwie. Miłośnicy bilardu popychali kule czerwone i białe po suknie niegdyś zielonem. Grający w kręgle spoglądali po sobie z czołami zmarszczonemi od głębokich obliczeń. Właściciel kawiarni wałęsał się od jednej grupy