Przejdź do zawartości

Strona:Emil Pouvillon - Jep Bernadach.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla ciebie ta kuta na cztery nogi dziewka, utrzymanka twego syna.
— Bepa jest z Jepem zaręczoną — broniła się Aulari. — I pocóż rzucasz obelgi na uczciwą dziewczynę, która prędzej, czy później i tak będzie twą synową. Plujesz w górę, a ślina spada tobie samemu na nos.
— Ja ci mówię, że nie twoje miejsce pośród tych ludzi. A zresztą czy chcesz czy nie, wkrótce stracisz możność widywania się z nimi. Za parę dni uwolnię wieś od tych głodomorów. Już im posłałem arkusik stemplowanego papieru. Jeśli nie zapłacą w dniu oznaczonym, sekwestrator zabierze im wszystkie meble i całą budę. Wyrzucą ich na ulicę.
— Nie mówisz jak przystało chrześcianinowi Bernadachu! — zawołała Aulari. — Dragonowi nie wiele się już na tym świecie należy. Mógłbyś mu dozwolić przynajmniej umrzeć we własnem łóżku.
— Łóżek dość w szpitalu w Prades.
— A Bepa, cóż się z nią wtedy stanie?
— Nie trap się o nią. Kokietka! Poradzi sobie, pójdzie na służbę, albo na utrzymanie do kogo. Ładna jest — śmiał się Bernadach — a zresztą mnie to zupełnie obojętne, dziwię się nawet, że ci odpowiadam. Dość tego kobieto; ceruj bieliznę, gotuj obiady, to rzecz twoja. Resztę zostaw mnie.
Aulari spuściła głowę. Straszny los. Zakazał jej bywania w kuźni, skazał ją temsamem na mil-