Strona:Edmund De Amicis - Marokko.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie zdarzyło mi się dotąd widziéć pomiędzy araba mi ani jednego garbusa, ani jednego kaleki; lecz natomiast wielu ludzi bez nosów, wskutek zarazy celtyckiéj, oraz widziałem ślepych. Ci ostatni najczęściéj mają jamy oczne puste, a patrząc na nich, przechodzi mię dreszcz zgrozy, gdy sobie pomyślę; iż niejednemu z nich być może wydarto oczy na mocy straszliwego prawa odwetu, które w tém państwie istnieje. Lecz, pośród tylu dziwnych, strasznych, budzących litość postaci nie dostrzegłem nigdy żadnéj śmiesznéj brzydoty. Szerokie ubranie ukrywa drobne ułomności i niedostatki ciała, podobnie jak wspólna wszystkim powaga, oraz ciemna, drzewiasta, gliniasta lub spiżowa barwa skóry, ukrywa i zaciera różnice wieku. Dlatego co krok spotykamy ludzi, których wiek nie da się określić i o których chyba to tylko możemy powiedzieć, iż nie są ani starcami, ani dziećmi. Dziś, wpatrując się w pewnego maura, zdało mi się, że człowiek ten ma lat pięćdziesiąt; lecz nagle, błysk uśmiéchu oświetlając twarz jego przekonał mię, iż jest to dwudziestoletni młodzieniec; inny znowu, którego miałem za młodzieńca, zsunąwszy kaptur z głowy ukazał siwe włosy.


∗             ∗

Żydzi tutejsi, chociaż z rysów twarzy podobni do żydów w naszych krajach osiadłych, jednak wzrostem wyższym, cerą o wiele ciemniejszą, długimi, czar-