Przejdź do zawartości

Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiście, zdarzają się takie, interesujące osobniki we wschodniej dzielnicy miasta. Ułożyłeś pan listę, która przynieść powinna górę pieniędzy, mówiłeś o lokacie kapitałów, a na koniec zrobiłeś pan testament. Cóż za nieszczęsny człowiek z pana, drogi przyjacielu!
Gilbert uśmiechnął się ponownie z gniewliwym humorem, potrząsnął przed klubem dłoń młodzieńca i zawołał taksówkę.
— Pojadę do St. Johns Wood! — powiedział. — Sądzę, że pan masz inną drogę.
— Uspokaja mnie to, że jedziesz pan do St. Johns Wood — odparł Leslie z drwiącem ugrzecznieniem. — Obawiałem się już, że pojedziesz do najbliższego krematorjum.
Wróciwszy do domu, zastał Gilbert żonę w pracowni swojej. Siedziała w wielkim fotelu. Wzburzenie ubiegłego wieczoru nie pozostawiło żadnych śladów na pięknej jej twarzy. Powitała go życzliwym uśmiechem. Nieświadomie zgoła ustosunkowali się do siebie wzajem w sposób będący najodpowiedniejszym w danych okolicznościach. Już w ciągu tego, krótkiego czasu wzrósł jej szacunek dla niego. Panował nad so-