Przejdź do zawartości

Strona:Edgar Wallace - Pod biczem zgrozy.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mogę to panu ułatwić! — powiedział właściciel, będący w doskonałym humorze. — Proszę, zechciej pan wejść.
Gilbert wszedł, a drzwi zaryglowano za nim.
— Jaki rodzaj kasy odpowiadałby panu? — spytał kupiec.
— Chciałbym niewielką kasę! — odparł Gilbert. — Wolę używaną, o ile pan ma coś w tym rodzaju.
— Mamy, zda się, taką kasę na składzie. Czy potrzebuje pan jej do swego biura?
Gilbert zaprzeczył ruchem głowy.
— Nie, potrzebuję jej do mieszkania prywatnego! — rzekł krótko. — Radbym, by mi została dostawiona możliwie zaraz.
Obejrzał przeróżne schowki na przedmioty wartościowe i w końcu dokonał wyboru.
Miał już wychodzić, gdy zobaczył na końcu sklepu wielką kasę.
Był to objekt zwracający uwagę. Kasa miała około ośmiu stóp wysokości i niemal tyle na szerokość. Wyglądem swym przypominała do złudzenia szafę na ubrania, tylko zrobioną ze