Strona:E. W. Hornung - Włamywacz Raffles mój przyjaciel.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeczuwające, co się święci, uprzytomniłem sobie cały ogrom trudności, piętrzący się przed nami. Najkomiczniejsze było to, że nie przestałem ani na chwilę zdawać sobie sprawy z powagi sytuacji, jak długo cały ciężar wydobycia się z matni spoczywał na moich barkach. Skoro tylko usłyszałem głos Ralfa, wzięło górę przyzwyczajenie zwalania na niego odpowiedzialności i z pełnem zaufaniem zrzuciłem z siebie cały kłopot. Było to podświadome podporządkowanie się powadze i zaradności Ralfa, hołd, złożony instynktownie mojemu przewodnikowi. Wstydziłem się też porządnie, skoro z oczu Ralfa wyczytałem, że odgadł on moje nieme przyznanie się do niedołęstwa. Łagodnie wyjaśniał mi całą sprawę.
— Gdybyśmy to tak poprostu zabrali się i poszli sobie bez słowa wyjaśnienia, natychmiast siłą faktu musiałoby paść podejrzenie na ciebie. O ileby nawet udało ci się jakimś cudem zrzucić z siebie podejrzenie, to w takim razie zwróciłoby się ono bezpośrednio przeciw mnie. Ale na tem właśnie polega cała sztuka, aby nie dostali żadnego z nas, bo w takim razie nakryją nas obydwóch, jak amen w pacierzu. O ile chodzi o mnie, to cała sprawa jest mi najzupełniej obojętna.
Ze słów jego przebijał się szlachetny rozsądek. To jednak, co powiedział dalej, było już najszlachetniejszym altruizmem i wypływało z jego szczerej i bezwzględnej przyjaźni dla mnie.
— Wiesz dobrze, że moja osoba w tym wypadku nie odgrywa najmniejszej roli — ciągnął Ralf dalej. — Jestem sobie zwyczajnym, pospolitym rzezimieszkiem, który ucieka po dokonaniu kradzieży. Pomyśl jednak, jak wytłómaczyłbyś moją ucieczkę?
Wszak znają cię i dowiedzieliby się w ten sposób, że zeszedłeś na bezdroża. Obmyślmy zatem, co na