Przejdź do zawartości

Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O drugiej z rana?
— Dochodziła trzecia; o siódmej byłem już z powrotem i miałem całe dwie godziny czasu do twego przyjścia.
— Pomyśleć tylko, jak mnie zręcznie wywiodłeś w pole!
— Z pomocą twoją — odparł Raffles śmiejąc się. — Gdybyś był zajrzał do rozkładu jazdy kolejowej, byłbyś wiedział, że żaden pociąg nie odchodzi o taj porze z rana; przez wzgląd jednak na powodzenie przedsięwzięcia nie chciałem cię wyprowadzać z błędu. Przyznaję, że gdyś mnie odstawiał do banku z tak godnym uznania pośpiechem, przebyłem nie bardzo miłe pół godziny, lecz wtedy tylko doświadczyłem niewygody. Później miałem świecę, zapałki, gazety do czytania i czas upływał mi w skarbcu przyjemnie, póki nie zaszło przykre wydarzenie.
— Mów, co takiego?
— Pierwej daj drugie cygaro i zapałki — dziękuję, — Nieprzyjemnem zajściem były posłyszane zbliżające się kroki, oraz klucz wsuwany do zamku. Miałem zaledwie czas zdmuchnąć świecę i schować się pod wieko skrzyni. Szczęściem był to tylko nowy depozyt wnoszony do skarbca; szkatułka z klejnotami, które będziesz mógł oglądać; zabrane łupy z okazyi składanych do banku kosztowności wskutek licznych wyjazdów na święta Wielkanocne, okazały się obfitsze niżeli się spodziewałem.
Te słowa przypomniały mi czytaną w łaźni Pall Mall Gazette; wyjąłem ją z kieszeni i podałem Raffles’owi, wskazując palcem odnośny artykuł.
— Wybornie! — zawołał, odczytawszy doniesienie — złoczyńców było kilku i mieli dostać się do skarbca