Przejdź do zawartości

Strona:E.L.Bulwer - Ostatnie dni Pompei (1926).djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedokończone ręką pracownika kolumny. W ogrodach — ofiarne trójnogi, w salonach sprzęty, lampy, kufry, w teatrach — bilety wejścia, w jadalniach, szczątki ostatniej biesiady, w sypialniach — wonności i piękni — dla niewieście. Ale śród tego wszystkiego — kości i kościotrupy tych, co byli sprężynami życia tego miniaturowego teatru cywilizacji rzymskiej.

Opowieść nasza[1] próbowała wskrzesić wyobraźnią dusze i losy ludzi, znalezionych w tej pozycji, jaką podały nasze końcowe obrazy. W sklepionych podziemiach domu Djomeda znaleziono dwadzieścia skupionych u drzwi szkieletów — śród nich dziecko u piersi — okrytych drobnym pyłem; widocznie przenikał on zwolna przez szczeliny, póki nie ogarnął całej przestrzeni, i pogrzebał nadzieje przedłużenia życia, położone w nagromadzonych tu zapasach. Śród klejnotów, pieniędzy, świeczników, znaleziono stwardniałe w amforach wino. W skamieniałym od wilgoci piasku, jakby w formie odcisnęło się popiersie młodej i hożej kobiety, której nadaliśmy imię Julji. Snycerska ręka natury zostawiła zarys ciała, rozwianego w prochy. Nikt nie wyszedł przez zawalone odłamami skał drzwi z zapełniającego się siarczystą parą więzienia. Lub może wcześniej wymknął się jakiś ryzykant, ufający, że oszczędzi go grad kamienny i zginął od ciosu nieba — bo w ogrodzie leżał kościotrup z rozbitym czerepem.

  1. Nasza“ — jest tu zwykłem „pluralis majestatis“ na rzecz autora. Ale ten, kto zada sobie trud porównania tekstu oryginału czterotomowej powieści Bulwera z naszem zwartem przestylizowaniem, nie ujmującem nic z istotnych walorów wysoce zajmującej fabuły, a krytycznie usuwającem rozwlekłości i usterki naiwnej psychologji i uzupełniającem twórczo stronę ideową tego dzieła, w duchu głębszym i bliższym epoce dzisiejszej — ten gwoli sprawiedliwości słowem „nasza” ogarnie w myśli współpracę dwóch osób, wymienionych na tytułowej karcie.
    (L. B.)