Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 6 Pisma krasomówcze.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.



MARKA TULLIUSZA CYCERONA
O MOWCY.

XIĘGA PIERWSZA.

I. Kiedy się często zastanawiam, i pamięcią dawnych czasów sięgam, zdaje mi się, bracie Kwincie, że ci byli najszczęśliwsi, którzy za dobrego bytu Rzeczypospolitej słynąc ze sławnych czynów, i cześć należną zań odbierając, życie swe albo w służbie publicznej bez niebezpieczeństwa, albo w zaciszu domowem z godnością przepędzić mogli. Był czas, kiedy myślałem, że i mnie także wolno będzie za zgodą niemal wszystkich, jak słuszna, odpocząć, i pójść za skłonnością do czcigodnych, od nas obu ulubionych nauk, kiedy nieskończona koło spraw sądowych praca i chęć dopięcia czegoś wyższego, po odbytych urzędach ze schyłkiem wieku ustanie. Ale tę nadzieję, podporę myśli i zamiarów moich, częścią wszystkich dotykające wypadki, częścią różne losu mego koleje omyliły. Bo kiedy spodziewałem się odpocząć po pracy i użyć zupełnej spokojności, zwaliło się na mnie mnóstwo dolegliwych przykrości, powstała gwałtowna burza[1], i nigdy już pomimo życzeń i upragnień moich nie miałem dość wolnego czasu, żeby się do nauk, którym od dzieciństwa byłem oddany, na nowo przyłożyć, i razem z tobą ich niwę uprawiać.

  1. W cztery lata po konsulacie, kiedy ocalenie Rzeczypospolitej od zamachów Katyliny odpłacono mu prześladowaniem i wypędzeniem z ojczyzny.