Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
MOWA
ZA M. CELIUSZEM RUFEM.

I. Gdyby kto, sędziowie, przypadkiem tu przyszedł, nieświadomy naszych praw, zwyczajów, przepisów sądowych, zadziwiłby się bez wątpienia nad okropnością zaskarżonego występku, widząc że w dniach świątecznych, w czasie igrzysk publicznych, kiedy wszystkie czynności sądowe ustały, ta jedna sprawa przed tym sądem się toczy, aniby wątpił że obwiniony musiał popełnić takie przestępstwo, że gdyby ukaranie jego na inny czas odłożono, Rzeczpospolita ostaćby się nie mogła. Słysząc że jest prawo[1], które nakazuje każdego dnia poszukiwać buntowniczych i przestępnych obywatelów, którzyby senat siłą zbrojną obiegli, urzędnikom gwałt zadali, Rzeczpospolitę obalić usiłowali, nie zganiłby tego prawa, aleby zapytał, jakie oskarżenie do sądu zaniesiono. Gdyby mu odpowiedziano, że nie idzie tu o żadne przestępstwo, o żaden gwałt[2], o żaden zamach zuchwały, lecz że młodzieńca znanego z dowcipu, talentu, powszechnej wziętości, oskarżył syn człowieka, którego on sam był zapozwał i teraz jeszcze pozywa, i że jedna nierządnica

  1. Prawo M. Emiliusza Lepida i Kw. Lutacyusza Katula z roku 78 pozwalało sadzić sprawy o gwałt, de vi, nawet w dni świąteczne, w których sądy żadnej innej sprawy nie sądziły, jak to obszernie opowiedział Cycero w pierwszej mowie przeciw Werresowi, 10.
  2. Zadawali oskarżyciele Celiuszowi rozruch wszczęty przez niego w Neapolu, zamordowanie posłów Alexandryjskich, ale te gwałty nie były podług Cycerona takie, jakie powyższe prawo sądzić kazało nawet w dniach świątecznych.