Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 3 Mowy.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

ludzkich pani, do tej chwały z prawami swemi się nie odzywa: lobie ustępuje, całąć ją przyznaje; nigdy bowiem płochośćz roztropnością pospołu nie chodzi, ani przypadek tam się wtrąca, gdzie mądrość rządzi.
III. Pokonałeś narody straszne dzikością, co do mnogości nieprzeliczone, posadą miejsc najrozmaitsze, we wszelkie dostatki zamożne, ale zresztą ci ludzie mieli to do siebie, że ich można było zwyciężyć; niemasz bowiem nic tak silnego, coby siłą a żelazem osłabić i skruszyć się nie dało. Ale zwyciężyć siebie samego, gniew pohamować, umiarkować się po zwycięztwie, podnieść przeciwnika obalonego, przeciwnika rodowitością, rozumem, cnotą znakomitego, co mówię podnieść? do dawnej godności nowej mu jeszcze przyczynić: — kto to uczynić zdolny, tego ja nie tylko obok największych ludzi stawiam, ale go za podobnego bóztwu poczytuję.
Czyny twoje wojenne, K. Cezarze, słynąć wprawdzie będą nie tylko w naszej mowie i w naszych dziejach, ale nawet w językach i dziejach wszystkich prawie narodów, ani żaden wiek pochwał twoich nie przemilczy. Ale nie wiem jak się to dzieje, że kiedy nawet czytamy opisanie tych czynów, zdaje się że są zagłuszone zgiełkiem wojowników i trąb odgłosem. Kiedy zaś przeciwnie słyszymy lub czytamy, że ktoś sobie łaskawie, po ludzku, mądrze, sprawiedliwie, z umiarkowaniem postąpił, zwłaszcza w gniewie przeciwnym rozwadze, lub po zwycięztwie z natury bardem i zuchwałem, jakże nas wtenczas zapala opowiadanie nie tylko rzetelnych, ale nawet bajecznych czynów! jak miłujemy tych nawet, których nigdy nie widzieliśmy! Ciebie tedy, którego tu przytomnego widzimy, na którego oblicze patrzymy, którego myśli przenikamy, i z nich wyczytujemy, że cokolwiek los wojny zostawił Rzeczypospolitej, od zguby ochronić pragniesz, jakże uwielbiać nie mamy? z jakiem przywiązaniem, z jaką miłością mamy być ku tobie? Zdaje mi się zaprawdę że ściany tego gmachu cieszą się i chcą ci podziękować, K. Cezarze, za to że wkrótce ów cnotliwy obywatel zasiędzie na swojej i swych przodków ławicy.

IV. Co do mnie, senatorowie, kiedym przed chwilą widział wraz z wami łzy K. Marcella[1] cnotliwego i nieporównaną miłością

  1. K. Marcellus, brat stryjeczny M. Marcella, konsul 50 roku, miał za żonę Oktawią młodszą, wnuczkę siostry Cezara, siostrę Augusta, która po jego śmierci poszła drugim ślubem za Antoniusza tryumwira.