Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VIII. Wilczek.


Wilczek chowany zrobił się grzecznym,
Bezpiecznym.
Jegomość pieścił, a Jejmość pasła,
Przywykł do mleka i masła.
Hoży, dogodny,
Wilczek był modny.
Nieszczęściem kurcze zaszło mu drogę.
Chęć — zjem to kurczę: skrupuł: — nie mogę.
Więc chciwy, trwożny, a czuły,
Gdy się biedził ze skrupuły,
Jakoś w tej walce gorącéj,
Zjadło się kurcze niechcący.
Po kurczęciu kogutek, po kogucie kura,
Przemogła w nim natura.
Zresztą poszedł do lasa, a wpadłszy w manowce,
Ow wilczek stał się wilkiem, gryzł gęsi i owce.
Aż go nakoniec w jamie dostali.
Najciężej zacząć, pójdzie się daléj.


IX. Młynarz, Syn jego, i Osieł (z La Fontaina.)


Nie wiem, gdziem ja to czytał, ale mniejsza o to.
Miał jeden młynarz osła: tak zmęczył robotą,
Iż nie wiedząc co robić,
Wolał przedać, niż dobić.
Woła syna wyrostka, co go w domu chował,
I rzecze: żeby się nasz osieł nie zmordował
W długiej drogi przeciągu,
Zanieśmy go na drągu.
Dźwiga stary i stęka, chłopiec jeszcze gorzej.
Im szli dalej, im szli sporzej,
Tym srożej trud uciemiężał,
Tym bardziej im osieł ciężał.
Gdy to postrzegli,
Ludzie się zbiegli,
Śmiechy się wzniosły:
Wzdyćto trzy osły!
A ten najmniej, co na drągu.
Nie kontent młynarz z zaciągu,
Rozumu się poradził,
Syna na osła wsadził.
Aż pierwsi, co napotkał, nuż się gniewać o to.
Ty na ośle, niecnoto!
Rzekli do chłopca, a stary pieszo!
Więc do kijów gdy się śpieszą,
Aby ich złość nie uniosła,
Zsadził syna, siadł na osła.
Przechodziły dziewczęta, mówi jedna drugiéj,
Patrz, biedny chłopiec, jak do wysługi
Ten stary go używa.
Dziecie z pracy omdléwa,
A dziad niemiłosierny,
Choć dzieciuch tak mizerny
Pieszo go iść przymusza.
To starego gdy wzrusza;
Wsadził chłopca za siebie.
Że dogodził potrzebie,
Jedzie, kontent z wynalazku.
Ledwo co wyjechał z lasku:
Znowu krzyk: jacy to głupi!
A kto od nich osła kupi?
Podróżą go udręczą,
Ciężarem go zamęczą:

Chyba skórę przedadzą.
Nie zle oni coś radzą,
(Rzekł młynarz) chociaż i łają.
Więc z synem z osła zsiadają.
Aż znowu mówią przechodnie,
A któżto widział, aby wygodnie
Osieł szedł wolno, a młynarz za nim.
Wybacz, bracie, że cię ganim;
Każdy z ciebie śmiać się będzie,
Jak się nie poprawisz w błędzie.
Nie poprawię, rzekł młynarz, dość przymówek zniosłem,
Chciałem wszystkim dogodzić, i w tem byłem osłem.
Odtąd, czy kto pochwali, czy mnie będzie winił,
Nie będę dbał nic o to; co chcę będę czynił.
Co rzekł, to się ziściło,
I dobrze mu z tem było.


X. Fajerwerk.


W lesie, w noc ciemną.
Zapalony fajerwerk miał postać przyjemną.
Więc kontenci puszkarze,
Chcąc rzecz zlepszyć w zamiarze,
Ku milszemu upominku,
Odprawili rzecz na rynku.
Ten, gdy się własnem oświeceniem krasił,
Fajerwerk zgasił,
Zawiodł skorych w czynieniu.
Trzeba światłu być w cieniu.


XI. Rzepa.


Kulawy, głuchy, stary i ślepy
Zeszli wór rzepy.
Chciało się podjeść, bo jeść nie mieli:
Lecz gdy szło o to, jakby ją wzięli,
Powiedział stary: ja nie ugryzę;
Powiedział chromy: ja ledwo lizę;
Ślepy: nie widzę jej towarzysze;
Głuchy: a ja was bracia nie słyszę.
I tak gdy ciągle spór z sobą wiedli,
Została rzepa, i nic nie jedli.
Jak u nich rzepa, tak u nas mienie,
Każdy ma swoje wyrozumienie.
Gdy o zysk idzie, chcemy zarobić,
A kiedy na zysk, nikt nie chce robić.


XII. Umbrelka.


Prosił Bramin pobożny oświecenia z góry.
Wtem duch stanął, a wpośród pełnej grzmotów chmury,
Wzniósł się głos: wtem co znajdziesz, jest nauka wielka.
Duch zniknął. Spojrzy Bramin, aż przed nim umbrelka.
Jeżeli się przestraszył, bardziej jeszcze zdziwił;
Żeby się jednak górnej myśli nie sprzeciwił,
Wziął rzecz, której zdatności dotąd był nie wiedział.
Gdy więc smutny i w myślach zatopiony siedział,
Nie wiedząc, czy los wielbić, czyli nań narzekać;
Tak niezwyczajnie słońce zaczęło dopiekać,
Iż nie mając wśród pola żadnego schronienia,
Z rozpostartej umbrelki zyskał pomoc cienia.
Wtem zbierały się chmury, i wiatry powstały;
Lubo w tej porze Bramin cierpliwy i trwały,
Przecież widząc, co zyskał, rzekł sobie: duch zdarzył,
Kto wie, może w tym darze i inne skojarzył.
Gdy mu więc wiatr był przykrym mocą swoją wielką,
Zastawił się, i zyskał schronienie umbrelką.