XIX. Zbytek przygotowania.
Xiądz majster Jezuita, chcąc ojców zabawić, Starał się bardzo piękny dyalog wyprawić; A że właśnie do rzeczy było z karnawałem, Przedsięwziął dyabła bitwę dać z świętym Michałem. Zaczem dla archanioła zgotowano skrzydła: Żeby zaś dyabła postać stała się obrzydła, I tym większym zwyciężca mógł wsławić się plonem, Dyabła z sześciołokciowym klejono ogonem. Gdy przyszło rzecz wyprawiać, Michał skrzydły skory Wyleciał chyżym lotem z majstrowej komory, A dyabeł skrępowany potrójnym łańcuchem, Z nadto długim ogonem, z nadto grubym brzuchem, Uwiązł we drzwiach nieborak, i pęknął na progu. Gdzie nadto przygotowań, tam nic z dyalogu!
CZĘŚĆ DRUGA.
I. Gołębie, (z Indyjskiego.)
Dwa gołąbki razem żyły; I szczęśliwe z sobą były. Jeden się zwał Bezendech, Newazendech drugi. W jednem jadły korytku, z jednej piły strugi, Razem po polach bujały, Razem do domu wracały. Zgoła, czy w wieczór, czy rano, Zawsze je razem widziano. Nie masz w świecie rzeczy stałej, Zażyłości poufałej. Nie najdłuższe było trwanie. Mimo prośby, odradzanie, Bezendech chciał świat odwiedzić. Uprzykrzyło się na miejscu siedzieć. I poleciał.... Miło było, Co obaczył, to bawiło. Gdzie siadł, nowe widowiska. Wtem, gdy już noc była bliska, A odpocząć sam gdzie nie wie, Usiadł na drzewie. Nadeszła burza, grad i ulewa: Spuścił się z wierzchołka drzewa, I tak jeszcze gorzej było. Wspomniał sobie, jak miło Spokojnej chwili używać, W gołębniku odpoczywać. Po smutnej porze Nastały zorze. Deszcz, grad, grzmoty ustały. Wskroś przemokły, zmartwiały, Widząc już rzeczy postać okazalszą, Otrzepawszy skrzydełka, wziął lot w drogę dalszą. A gdy coraz nowemi widoki się cieszy, Postrzegł, że ktoś za nim śpieszy. Był to jastrząb w pędzie lotny. Gołąb zwrotny Jak mógł uciekał.... w tem orzeł z góry Straszny pazury Padł na jastrzębia.... i gdy walczyli, Korzystając z dobrej chwili, Przecie tę miał pociechę, Iż się dostał pod strzechę.
|
Nazajutrz gdy dzień nastał pogodny, Lekki, bo głodny, Postrzegł gołębia: a on się pasie. I to zda się, Pomyślał sobie; więc się z nim wita: Strawa obfita, Potrzebna zdrowiu Na pogotowiu. Nie długo mysląc, jął się do jadła, Wtem sieć zapadła, I wraz z kolegą został w więzieniu. Gdy więc w srogiem utrapieniu Płakał stroskany, Postrzegł, iż tamten był uwiązany. Więc mu złorzeczył mądry po stracie, A on... Nie krzycz, bracie, Płacz tu i krzyk nie pomoże, Jakeś wpadł, tak siedź nieboże. I mnie się to przydało. Lecz poweźmy myśl wspaniałą, Kto wie, czy wspolni Nie będziem wolni. Jakoż tyle pracowali, Iż się z więzów wydostali, I każdy w swoję poleciał stronę. Bezendech kontent, iż miał ochronę, Nie mówiąc nic nikomu, Powędrował do domu. Już widział z bliska Miłe siedliska, Już do swojego domku się śpieszył, Gdy strzelec skrzydło strzałą wskróś przeszył. Wpadł w studnią, i ostatnia ginęła otucha: Szczęściem niespodziewanem studnia była sucha. Więc kiedy się ocucił, A do lotu jak mógł, powrócił; A raczej gdy sił zdobywał, Ponad ziemię podlatywał. Pełen wesela, Znalazł dóm i przyjaciela. A doznawszy, jak podróż i trudzi i smuci, Przysiągł, iż więcej do niej nie powróci.
II. Platon.
Platon raz swoje zgromadziwszy ucznie; Wybornie, sztucznie Dowodził, jako mędrzec panuje nad światy, Sam dzielny, sam bogaty: Jemu się ziemia sili, jemu wschodzą zorze, Pieni się morze: I powietrze, i gwiazdy, i słońce i nieba, Dają, co trzeba. On lotem nieścignionym wybujałej myśli, Czy co działa, czy kryśli, Zawiaduje żywiołmi, ziemią, oceanem, Zwierząt, ludzi jest panem. A pchła, co go w nos gryzła, nie zważając na to, Rzekła: to dla Platona, a dla mnie jest Plato.
III. Myszy.
Każdy się swoim zatrudnia kłopotem. Myślały myszy, co tu robić z kotem: Mówiły jedne: darami go skusić; Mówiły drugie: lepiej go zadusić.
|