Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kobiercach, jeść na włoskich emaljusach, odziewać się w tureckie altembasy. Coby téż i ona powiedziała, gdyby jéj, tak wykrygowanéj, przyszło siedziéć w naszych bielonych izdebkach, jeść z cynowéj misy na stole krajką przykrytym, abo chadzać z dziéwkami do krów? Nie, — ciężka to afflikcya, — wszelako prosty rozum gada: «Ni ona dla cię, ni ty dla niéj.» Trza jachać. Nie będę jéj widział? To powolu ten śliczny konterfekt wyskrobie się z rekordencyi, wszakci nie jeden i nie dziesięć już się wyskrobało? Tedy pojadę, jeno jeszcze nie jutro. Jeden dzień, jeden mały dzionek jeszcze sobie akkorduję; bez jeden dzień przecie korona z głowy nie spadnie; tylko raz jeszcze obaczę te śliczności, posłucham tego paradyzowego świergotku, trzebaż miéć i nad samym sobą odrobinę zmiłowania; owóż robię sobie prezent ze dnia jutrowego, ale potém już bez pardonu jadę, i póki życia już nie wrócę.
Takie czyniąc postanowienia, Pan Kaźmiérz ani się domyślał, że w tymże czasie Pani Flora wcale inaczéj rozporządzała jego losami.



Wszedłszy na swój mały tarasik, jeszcze raz obejrzała się za odchodzącym Porucznikiem, i tak sobie przyszłość zaczęła rozbierać:
— Chłop jak ulany, niéma co gadać, i orator wdzięczny, i śpiéwa jak Orfeus. Pomyśliłam ja sobie z początku, że może on dla mnie dobry? Ale potém widzę że nie. Pono to chudopachołek, pan na czterech czy pięciu chłopach. Wolę