Przejdź do zawartości

Strona:Chimera 1907 z. 28-30.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
NARODZINY MARCHOŁTA341

STOLARZ.  Szatan go po górach wodził,
w jego duszę godził —
SZEWC.  I od duszy człeka
także nie ucieka.
STOLARZ.   ...Panie szewiec? Czy to może
przytyk do mnie?..
SZEWC.  Chroń mnie Boże!
Bez przytyków...
ORGANISTA.  Na radości
nie przychodzim w gości
na tę biedną ziemię,
tylko czart to ludzkie plemię
ciągle kusi...
MIECHODMUCH.  Człek się musi
wciąż oganiać... Ciągłe bitwy
z złem —
A cóż lepsze od modlitwy
czy pobożnej pieśni
w utrapieniu tem — — —
ORGANISTA.  Ja to wcześniej
pomyślałem — śpiewaj, bracie —
MIECHODMUCH.   — — jak ptaszkowie leśni:
trala tryli — —
ORGANISTA.  Zamknij miech swój, bym w tej chwili — —
MIECHODMUCH.  Hę? —
Słychać słaby dźwięk harfy.
KOPIDOŁEK.  Nie słyszycie?.. Nie słyszycie?..
SZEWC.  Gdzież jest picie?
JEDEN Z ŁAWNIKÓW.  Sza! jak gdyby grało coś...
Jakbym jakieś słyszał śpiewy...

Kolędnicy, przebrani za aniołów.
ANIOŁOWIE  poza ścianą śpiewają:
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony — — —

WÓJT.  Moiściewy,
widno rozum wasz to fura,
w której się złamała oś...