to bywało dawniej. Mniej więcej sto lat temu wyruszył z Anglii do Ameryki pierwszy wielki śrubowiec „Brytania“ (tysiąc ton — Queen Mary“ ma ich osiemdziesiąt tysięcy) i pędził przez Atlantyk, odrabiając w szalonym pośpiechu dziewięć węzłów (zamiast dzisiejszych trzydziestu). Dickens opisał podróż na tym statku i dlatego wiemy, że wielki salon wyglądał „jak trumna z bocznymi oknami“, pasażerowie trzeciej klasy tłoczyli się głodni, zbiedzeni w dusznej jaskini pod pokładem, siedzieli na tłomokach, kładli się w nocy pokotem na podłodze, przejazd przez morze był stokroć gorszy, niż dwutygodniowe ciężkie więzienie, obostrzone postem.. Dziś — płyną przez morza salony, oświetlone rzęsiście, pływalnie, biblioteki, teatry, sale balowe i kinowe, bary, restauracje, sklepy, salony fryzjerskie, korty tenisowe — jedziemy cztery dni i targujemy się o dwie godziny.
Czytelnik złośliwy znajdzie pewnie w tych dniach jeszcze jedną wiadomość w gazetach, która go zająć powinna: Everest zwyciężył! Gromadka świetnych alpinistów angielskich wraca z niczym, przeraźliwe musony i zawieje śnieżne zaczęły się w tym roku nadspodziewanie wcześnie, nawet wyobrazić sobie nie można w ciepłym pokoju tych trudności, które piętrzy przed śmiałym zdobywcą najwyższa góra świata. Formacja wulkaniczna, poszarpana groźnie przez wieki, twierdza naturalna, broniona przez gwałtowne, lodowate wichry... Człowiek, który już nie ma
Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.