Przejdź do zawartości

Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I ten śmiał mu grozić....!
Przeszył go wzrokiem dumnym i szyderczym i nic nie mówiąc, czekał z lekceważącym uśmiéchem.
Spiżak się zawahał. Może sobie przypomniał, że mu coś winien, może się bał... Spiżacy wiedzą, iż z Tatarem żartować nie można. Ciupaga jego jest ostra a muskuły silne i zwinne. Gdyby napastnik strzelił a spudłował, jużby po nim było.
Mierzyli się wzrokiem. Długie milczenie. Spiżak już się nie odważył drugi raz zawołać „zurück!“
Ale także wstydził się cofnąć. I on stał nieruchomy.
Tymczasem większa część naszego towarzystwa weszła w sferę widzenia.
Spiżak przestał się wstydzić zaniechania rozpoczętego kroku i znikł w skałach.
— Jabym ci dał zurück! szepnął Tatar, kończąc swój długi niemy monolog, i na usta jego wystąpił uśmiéch jeszcze bardziéj lekceważący.
Gdyby kto piérwszy raz był w podobnych miejscach jakieśmy przechodzili, to miałby dużo do powiedzenia o przeskakiwaniu potoków, o wdzieraniu się na pochyłości i kołysaniu się na gałęziach kosówki, po ścianach skalistych, i niezmiernie wielu innych rzeczy. Ponieważ zaś wszystko cośmy tu przebywali było tylko słabym odblaskiem rzeczy już doświadczonych, więc przechodziło prawie bez zwrócenia na się uwagi. Tak do tego przywykliśmy, jak do chleba powszedniego.
Dopiéro około dziesiątéj zdarzyło się coś ory-