Strona:Bogumił Aspis - W Walhalli.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odbyłeś podróż w jéj gorszéj połowie.
To teraz spocznij. Przytomność wróć głowie,
Moc — krwi i... powstań znów na nogi obie.

Czy uważałeś tę dal jasnozłotą,
Co się za rzeką tam precz i precz szerzy?
Rozkoszna... prawda?...
Ten kolor łąk świeży —
Te lasy, co się zielenią tam oto —
Te, ponad wszystkiém migocące blaski
W czystém powietrzu... po milczącém niebie...
Czy cię to wszystko zachwyciło? — ciebie —
Coś wszedł tu w bogów królestwo — z ich łaski!?

A może ty masz duszę tyle ciemną,
Że, patrząc w dziwy te rzetelnie-boże,
Stoisz, jak larwa?... lub możeś ty... może
Przyszedł tu z piersią satyra nikczemną?

— Nie! o nie!... Myśl twa, — gdzie jesteś, — pamięta!
Tyś ją wytężył... ją całą — i duszę...
Modlisz się...
Głos twój kłóci nawet głuszę
Téj ciszy... Szepczesz: „O Walhallo święta!“

Zaiste święta!...
Więc — otarłszy nogi
Z prochów, coś jeszcze mógł zanieść tu z ziemi,
Zwróć się w tył — stanij przed drzwiami wielkiemi
Przybytku bogów i — — w święte wejdź progi!

∗             ∗

O blasku boski! o niebieska woni!
O szmerze słodki, coś mi głasnął uszy
I strugą dźwięków, nieznanych dla duszy,
W duszę mi spłynął, po nieznanéj toni!
Szalona burzo! coś ciszę mych myśli
Słóciła nagle bezładem zachwytu,
Żem, zlęknion, stanął jak posąg z granitu...
Któż — kto moc wszystkich tych czarów określi!?