Przejdź do zawartości

Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odchodzących. Broda trzęsła mu się bezustannym starczym drżeniem, siwy zarost okrywał wiotkie policzki zryte dwiema długimi bruzdami. Za nim stała Buba na mocno rozstawionych nogach i jej czarne, grube brwi rzucały mroczny cień na wielkie oczy. Nad czołem sterczał wysoki fiok, szerokie nozdrza gwałtownie chwytały oddech. Obiema rękami trzymała fotel i dwóch hyclów musiało do krwi tłuc te ręce, zanim puściły oparcie. Czepiała się munduru jeszcze w bramie, krzycząc coś w twarz żandarmowi, spocona, w podartym swetrze. Juda Papierny ze swojego miejsca patrzył na to w milczeniu. Jak sąsiadów pędzono z kamienicy kopniakiem, jak sami potulnie szli i całymi rodzinami dołączali do kolumny. Żegnał ich lekkim skinieniem, bezustannym drżeniem głowy. Gdzieś za bramą, na ulicy rozległo się wołanie Buby i Papierny opuścił nisko czoło. Podwórze było już puste, ludzie przeszli. Ci, którzy nie stawili oporu, tłumnymi szeregami maszerowali na Stawki, inni w kryjówkach wstrzymywali oddech, policjanci myszkowali po piętrach i tłukli ostatnie szyby, a Krwaworączka pruł z automatu do mebli, z wrzaskiem otwierał szafy i strzałami wymiatał kurz spod łóżek, zachęcając ukrytych do wyjścia. Nikt jakoś nie wychodził i policja bez zapału grzebała wśród porzuconych rzeczy; ludzie w skrytkach słyszeli kroki, rumor, a w oknie Mordarskiego ukazał się Wściekły Pies i sapiąc przerzucał przez parapet ciężkie toboły, które z donośnym pacnięciem leciały na asfalt przed oknami stróżówki. Nagle wbiegł przechodzień z ulicy pytając, czy Niemcy już poszli, nieprzytomny ze strachu. Paroma skokami dopadł sieni i tutaj w wejściu dosięgnął go strzał Krwawo-