Przejdź do zawartości

Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żadnej polityki, żadnych głupstw sentymentalnych, niema już czarnej nędzy! Nie, ale za to zbytek, przyjemności, maskarada bez końca, karnawał bez postu!... Conajwyżej samotność mi cięży: mam chęć skosztować rozkoszy szczęścia małżeńskiego!
— Małżeństwa? — zdziwił się Marino... Ekscelencja zapomina o swych sześćdziesięciu kilku wiosnach.
Starzec podniósł zlekka głowę.
— Sześćdziesiąt i trzy lata, panie artysto: wiem o tem!... Dlatego też pragnę związku, zgodnego z memi marzeniami; małżeństwa według moralnych zasad mej ojczyzny! Poszukam jakiej pięknej primadonny za kulisami San-Carlo, jakiej gwiazdy baletu wśród tancerek la Scala!
— Ekscelencja żartuje.
— Nigdy nie żartuję!
— A cóż na to powiedzą portrety przodków, wielcy condottierowie zmarli zaszczytnie, którzy i w dzień i w nocy patrzeć będą na waszą ekscelencję?!
Starzec wstał nagle, wyprostował się dumnie i skierował kroki ku oknu, które ruchem gwałtownym otworzył: blady był, gniew go dusił. Marino podszedł do niego i oparł się o balkon.
Na ulicy, przed «supping house», zatrzymało się wielu przechodniów. Trupa śpiewaków i muzykantów wędrownych, którzy są jedną z plag Londynu, występowała z koncertem pod gołem niebem, na trotuarze. Dwoje skrzypiec zgrzytało, harfa dźwięczała fałszywie, a po nad tym zbiegiem najokropniejszych dysharmonij, głos kobiecy śpiewał brindisi z «Traviaty», owo «Libiamo ne lieti calici», tak popularne i znane wszędzie.
— Ładny głos! — zauważył Marino — ale ani metody, ani szkoły... Ah, gdybym ją był uczył!
— Eh, piccola! Eh, ptaszku!... — zawołał potomek condottierów — szylling dla ciebie!... Łap!... A teraz chodź do nas i zaśpiewaj nam piosnkę!