Przejdź do zawartości

Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A moje sumienie?.
Pan minister poufale położył mu rękę na ramieniu i uśmiechnął się:.
— Sumienie, kochany panie?... Sumienie bez żadnego trudu doskonale zrozumie, że pan jesteś ojcem, że syn pański błaga o pomoc i że Francja rozkazuje!
Frazes był dobrze obmyślany. Pan minister nie spodziewał się nawet tak doraźnego skutku. Rumieniec wstydu pokrył policzki starca: oczy jego rozżalonym błysnęły gniewem, a usta zdradziły uczucie pogardy, które mu piersi rozsadzało. Trwało to chwilkę tylko. Hrabia Besnard wstał, skłonił się i patrząc w ziemię, odpowiedział:
— Sumienie moje aż nadto dobrze pana zrozumiało... Stanę w obronie nowego prawa.
Jego ekscelencja skinął głową. Hrabia Brutus Besnard chwiejnym krokiem zbliżył się do wyjścia.
Teraz pan minister odprowadził go do samych drzwi.

V.
Łagodność pana ministra.

Jak tylko drzwi się zamknęły za hrabią Brutusem, minister powrócił na swoje miejsce przy biurku. W tej chwili nie uśmiechał się już: widocznie coś go niepokoiło, jakaś niepewność martwiła go, odejmując temu, zwykle aż nadto pewnemu siebie, mężowi stanu zwykły spokój i swobodę umysłu.
Jego ekscelencja chwilę rozmyślał, tarł ręką wysokie czoło, całe obfitym zroszone potem. Nerwowe drgania ramion zdradzały wewnętrzny niepokój, który go musiał trapić. Pan minister nie mógł długo usiedzieć na miejscu, wstał i zaczął chodzić po gabinecie. Chodząc nierównemi krokami po gabinecie, stawał od czasu do