Przejdź do zawartości

Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— W tej części mego dzieła musisz już waćpan na mnie polegać — odrzekł mój dziadek oschle.
To mówiąc, podał mi rękę, którą — prawie ku memu zdziwieniu uścisnąłem szczerze i bez przymusu.
— Robercie, — przemówił — bardzo tego żałuję, że konieczność zmusza mnie ściągać na ciebie tę przykrość. Będzie mojem usilnem staraniem, by kiedyś ci to należycie powetować. Tobie też, przyjacielu Piotrze. Pamiętajcie, że pracujemy dla sprawy donioślejszej, niż nasze wzbogacenie.
Przeskoczył zwinnie poprzez parapet burty i zniknął po drugiej stronie. Zaraz potem zachrzęściły jego trzewiki na szczeblach drabiny, a niebawem posłyszeliśmy plusk wioseł odpływającej łodzi.
— Bodajbym pękł, ale bywają chwile, iż wierzę wszystkiemu, co on mówi, — zaklął Flint.






159