Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

towi mój szacunek i powiedzieć mu, że chciałbym przy pierwszej sposobności porozmawiać z nim na pokładzie Jakóba.
Bones markotnie przyłożył rękę do kapelusza i wprowadził przeszło połowę załogi do jednej z dwu szalup, które wieziono na brygu. Gdy odbijali, Murray skinął na Silvera.
— Pakuj swój ładunek — rzekł krótko. — Robercie, chciałbym żebyś ty z Piotrem wsiadł do drugiej łodzi... Prędzej, proszę!
— Jeszcze mamy dość czasu, kapitanie, — rzekł Silver, szczerząc zęby. — Waszmość możesz być pewny, że potrafię w razie czego uskoczyć.
Zszedłem wraz z Piotrem wielce niezgrabnie po drewnianych szczeblach, przybitych do kadłuba brygu i spoczęliśmy w kołyszącej się szalupie. Piotr zaczął znów stękać, gdyśmy gramolili się po burtnicach.
— Mój bszuch jest jak ti bałwany... to do góry, to w dół. Znów mi słabo, ja!
Zaraz potem zszedł z okrętu Murray i to z taką zręcznością, że ja młody mógłbym się wstydzić, i usiadł na jednej z tylnych ławek. Darby skatulał się w dół zwinnie jak małpa i usadowił się koło nas na przodku łodzi. Silvera spuszczono na linie, a za nim zbiegła reszta załogi, cisnąc się jeden za drugim. Uderzono w wiosła i pomknęliśmy chyżo w stronę Królewicza Jakóba, który lawirował na pełnem morzu, o jakie ćwierć mili. Koń morski, osłoniony chmurą żagli i dumnie rozbryzgujący toń morską, znajdował się niemal w tejsamej odległości, od strony wiatru.
Darby, zapatrzony w to widowisko, wsparł się na moich kolanach.
— Ach, panie Bob, wielkie okręty! Spójrzno, jak woda ocieka im z buszprytów i jak dumnie wznoszą się niby wieżyce kościelne lub gród jakiś warowny. Czy panicz widział kiedy rzecz podobną! A te harmaty zupełnie wyglądają jak wyszczerzone zębiska w paszczy olbrzyma-ludożercy!
Naraz ... trrach! Poza nami ozwał się huk wybuchu, tak silny jak klaśnięcie w otwartą dłoń. Odwróciłem głowę — podobnie uczynili inni. Również i Murray oglądał

92