Przejdź do zawartości

Strona:Anafielas T. 3.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
180

Zadosyć, jak zechcesz, jak serce ci powié.
Jam świadom Jagiełły ohydnéj niewoli;
Byłem sam na zamku, i byli świadkowie,
Co ze mną powiedzą, kto rządził za niego.
A brata mi oszczędź, synowca swojego!
Krwi jego nie żądaj! Wojdyłło cię zdradzał;
On z mnichy się związał, on mnichy nasadzał;
Wojdyłło niech padnie za zdradę ofiarą!
Jagielle.... — A jemuż więc żadną już karą
Słabości — rzekł Kiejstut — złéj woli nie płacić? —
— Jagielle dać xięztwo i władzę utracić. —
— To mało! — To dosyć. Wypuścić na wolę,
A ciężko mu będzie wstyd znieść swój i dolę.
Upadnie, jak Jawnut, zniewagą przybity.
Ty panuj, mój ojcze! On z Wilna wygnany,
Gdzieś w lasy daleko, od oczów zakryty,
Niech żyje na hańbę i żale skazany.
To brat mój! i ja go kochałem, jak brata;
A zginie, to ciężką będzie mi ta strata,
Jak gdybyś mi rękę odcinał od ciała,
Co przy niém wyrosła, i co je wśpierała. —

Rzekł Witold, i ojcu do nóg się potoczył.
A Kiejstut rękami schwycił go za głowę,
I milcząc, na zamek ku wrotóm poskoczył,
Myśl jakąś zapewne hodując już nową.