Przejdź do zawartości

Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc zaczęły się znowu naradzać. Kiedy już Agnieszka nagadała się do woli o owych świetnych skutkach, których należało się spodziewać po odwiedzinach u doktora, Lucya powiedziała, iż trzeba było innych jeszcze środków próbować; że ojciec Krzysztof jest człowiekiem zdolnym przyjść biedakom w potrzebie nietylko z dobrą radą, lecz i z pomocą, i że trzeba byłoby o wszystkiém go zawiadomić. — A, koniecznie, — odpowiedziała Agnieszka — i obie zaczęły obmyślać sposób, w jaki to najlepiéj zrobićby się dało, gdyż po tém, co zaszło, iść do klasztoru, o dwie mile blisko oddalonego od wioski, nie miały odwagi, a pewno, iż żaden rozsądny człowiek nawet-by im tego nie doradził. Lecz, właśnie w tej chwili dało się słyszeć lekkie pukanie do drzwi i ktoś cicho, lecz wyraźnie powiedział: Deo gratias.
Lucya, wiedząc już naprzód, kto to być może, pobiegła drzwi otworzyć i do pokoju, ukłoniwszy się poufale jak stary znajomy, wszedł laik, kwestarz z klasztoru kapucynów, niosąc na plecach duży worek, który skręciwszy mocno przy końcu, oburącz do piersi przyciskał.
— A, brat Galdino! — zawołały obie kobiety.
— Pan Bóg niech będzie z wami, powiedział zakonnik. — Przyszedłem po orzechy[1].
— Idź-no, przynieś orzechy, przeznaczone na kwestę — rzekła Agnieszka do córki. Łucya wstała, zmierzając do sąsiedniego pokoju; lecz w chwili, gdy się już znalazła za plecami brata Galdina, który stał nieruchomie w téj saméj postawie, obejrzała się szybko na matkę i, przykładając palec do ust, przesłała jéj spojrzenie, w którém malowała się i prośba o zachowanie tajemnicy i wielka czułość i pewien rodzaj łagodnego, lecz stanowczego rozkazu. Potém cichutko wyszła z pokoju.
Kwestarz tymczasem, przyglądając się Agnieszce zukosa, powiedział po chwili:
— A ów ślub? To dziś przecież miał się odbyć? uważałem we wsi jakiś ruch niezwykły, jak gdyby zaszło coś nadzwyczajnego. Cóż to Się stało?
— Nic się une stało, tylko proboszcz zachorował i dlatego dziś ślubu nie będzie — odpowiedziała prędko Agnieszka. Gdyby nie ów znak dany przez Łucyą, odpowiedź zapewne brzmiałaby inaczéj. — A jakże tam idzie z kwestą? — dodała zaraz, aby nadać rozmowie inny kierunek.

— Nie dobrze, nie dobrze, moja poczciwa kobieto, oto tu

  1. Orzechy włoskie (noci).