Strona:Aleksander Petöfi - Stryczek kata.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
9

— Musisz ją widzieć, by osądzić, czy słusznie lub niesłusznie, rozum mój i serce w takim są rozstroju?
— A jeśli i ja w niej się zakocham?
— Nie, Baltazarze, tego nie uczynisz, tego nie możesz uczynić. Czyż byłbyś w stanie unieszczęśliwić najlepszego twego przyjaciela, zrobić go nędzarzem?
— A jeśli ona kocha już innego?
Chciałem zerwać się z mego siedzenia, ale nie mogłem. Zdrętwiałem od stóp do głowy. O czemś podobnem dotąd niepomyślałem; a boleść, jaką mi myśl ta sprawiła, była miarą wielkości mego uczucia.
— Nie bądźże dzieckiem, mówił Ternyei; twarz ci zbladła jak zmaczany w wapnie pendzel!... cóż to za małoduszność! ja tak ci powiedziałem, a ty zaraz rozpaczasz. Ja bym się nie lękał, chociażby tak było w istocie. Do licha, jeśli kocha innego, to sprzątnij mu ją z przed nosa. W tem rzecz.
— O nie to, nie to, mój drogi. Jeśliby mnie ktoś odarł z całego majątku, mógłbym mu przebaczyć; ale temu, coby mi wydarł skarb mej duszy, ukochaną kobietę, nie przebaczyłbym nigdy!
— Mówisz z książek, mój chłopcze...
— Z duszy, z świętego mej duszy pisma!
— Dusza nie ma pisma świętego, co najwyżej posiada kalendarz, który co rok nowym jest zastępowany.
— Boleśnie jest słyszeć coś podobnego od przyjaciela.
— No, ja to mówię tylko względnie do miłości.