Przejdź do zawartości

Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakież było jej zdziwienie, kiedy ujrzała, jak krewni Łazarza witają Go z płaczem, a jedna z sióstr z żalem narzeka:
— Gdybyś Ty tu był, Panie, nie stałoby się to, a teraz już zapóźno, bo trup się rozkłada!
Wówczas zrozumiała Surya, że nie zostało wykonanem, co jej Chrystus polecił i gorzko zapłakała. W nieutulonym żalu, trapiona wyrzutem sumienia, że Go nie usłuchała, chciała ukryć głowę w Jego szacie i wyczekiwała, że ręka Jego spocznie na jej główne, kojąc jej ból. Lecz nie pogłaskał jej — i smutną pozostała w duchu na dłuższy czas.
A Chrystus zbudził Łazarza, każąc mu wstać i chodzić, by dał świadectwo Prawdzie, że moc Boża jest wielką i wielkiem Jego miłosierdzie.[1]

∗             ∗

W owem życiu od chwili poznania Chrystusa już do końca rwała pęta dawnej przeszłości, prześladowana i głośno przeklinana przez żydostwo, ale także i nierozumiana przez wiernych. Bo myśl o przyjacielu nie dała jej pozostać długo przy Chrystusie i słuchać spokojnie Jego nauk, lecz pędziła ją po przyjaciela, by ratować go. Istotnie parę razy przyszedł posłuchać nauki Chrystusa, lecz nie rozumiał jej, gdyż wszystkie struny w jego duchu były już stargane, a on szedł tam raczej w tym celu tylko, by przekonać się, czy jakaś ziemska miłość nie ciągnie jego ukochanej do stóp Nazarejczyka. Uspokoił go widok Jezusa, stojącego boso na piaskach i, jak mu się zdawało, nie zwracającego uwagi na płeć piękną.

Pewnego razu, kiedy Chrystus wybierał się ze swoimi uczniami w dalszą drogę, a on widział, jak zrywa się w dali tajfun, wznosząc słupy piasku i miotając niemi na wszystkie strony, zdjęło go współczucie, że Mistrz chce iść przez ten huragan boso i, jak mu się zdawało, niedostatecznie odziany, i zwrócił się do Suryi ze słowami: „Biedny człeczyna“. Zdjął z siebie płaszcz i wyciągnął rękę z nim do Mistrza, aby ten miał się w co otulić przeciw nadchodzącej burzy. Lecz ni wzrok ni ręka Chrystusa nie zwróciła się w stronę płaszcza. Urażony opuścił płaszcz na ziemię. Nie schylił się już po niego i odszedł, ciągnąc Suryę wprost przemocą za sobą, by nie szła w to niebezpieczeństwo. Dziwne uczucia nim miotały. Chwilami był obrażony, że wzgardzono jego pomocą, to znów dreszcz wstrząsał nim na myśl o nieznanym, niepojętym dla niego Człowieku, o Jego niewzruszonym wzroku, spokojnie wpatrzonym w dal i Jego dźwięcznym, pogodnym głosie. Te dziwne dreszcze, te chwile zamyślenia, dopomogły duchowi jego do zrzucenia najgrubszej szaty, w jaką już był otulony. Jednakowoż niewiele postąpił naprzód w tem życiu za czasów Chrystusa, gdyż jeszcze w dniu ukrzyżowania, gdy torował drogę orszakowi, wiodącemu Jezusa na śmierć, koń jego potratował kilka osób, wybiegających mu w zamęcie w drogę, łamiąc im kości. Lecz bardzo mu była niemiła praca utrzymywania porządku w owym

  1. Patrz dodatek: 7. Zbudzenie Łazarza.