Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mianin słuchał słów matki swej ukochanej Suryi z dziwnym lękiem, nie obchodziła go nic strata jej skarbów, lecz w zamyśleniu pragnął dojrzeć prawdziwą przyczynę, dla której ona się od niego oddala i zastanawiał się, jak postąpić, by Suryę naprowadzić na inne myśli, aby powróciła do niego — do dawnego trybu życia.
Gdy po powrocie matki ujrzano w domu zbliżającą się Suryę, wyszedł jej ojciec na powitanie i zaczął ją okładać batem, splecionym z ciernistych prętów, zadając jej wiele ran. Skrzynka z perłami wypadła jej z rąk — wszak niosła je z powrotem matce; oni widzieli skrzynkę, ale sądzili, że jest już próżna. Toteż stary ojciec, żyd, bił ją zawzięcie, zabraniając jej wszelkiego wstępu w progi rodzinne. Uspokoiły go dopiero rozsypane perły; zebrał je szybko z ziemi i znikł w domu, zamykając przed nią drzwi.
I powróciła do Jezusa w starganej szacie, z krwawemi bliznami na ciele. Była głodną, a usta jej pragnęły wody, lecz jak potępieniec unikała domów ludzkich, gdzieby mogła otrzymać kubek wody. Zaczęła się bać ludzi. Świeże było jeszcze w jej pamięci wspomnienie błogiego uczucia czystości duchowej, jakiego na chwilę doznała w obecności Chrystusa; ogarnęła ją tęsknota za tą piękną, czystą szatą ducha i za tem boskiem pokrzepieniem, płynącem z oczu Chrystusa. Lecz naokoło Niego było ludzi wiele — a nogi wypowiadały jej służbę. Upadła na piasku, wsłuchając się w Jego słowa. O, jak pragnęła, by ręka Jego spoczęła na jej głowie, przynosząc jej taką boską ulgę, jak w owym pamiętnym dniu, kiedy to poczuła się na chwilę wolną duchem zrzuciwszy z siebie ciężar ciała, ubrania, złota i pereł.
Lecz naokoło niej stanęła mała grupka ludzi, którzy mówili głośno do innych, stojących w pobliżu: „I my przystępujemy do grona Jego uczniów, i my będziemy robić cuda!“ Stanęli naokoło niej i drwili sobie z jej ran. Wszak były to narzędzia Zła, wysłane przez moce Złej Woli, by wstrzymywać Jezusa w Jego posłannictwie swojemi zapytaniami, obiecując Mu wiernie służyć.
Zatęskniła gorąco za tem, by ukryć twarz swoją zbolałą w Jego szacie, aby móc na chwilę nie widzieć nikogo, zapomnieć o ziemskiem życiu, o swej boleści. A kiedy ich spojrzenia wpijały się w jej rany, sącząc w nie jad żmijowy i znów z sadystyczną rozkoszą przeszywały jej członki, podniosła nagle głowę, wyciągnęła ręce w stronę Jezusa, gdzie przypuszczała, że On stoi i każę do ludu i zawołała:
— Nazarejczyku ukochany, zagój moje rany na ciele i na duchu!
W tejże chwili znikł z ciała jej piasek, oblepiający zakrwawione członki i już na całej powierzchni ciała nie było żadnej rany. Wstała, zdrowa na ciele, posilona na duchu. Ze smutkiem opuściła jednak powieki na oczy, bo przeszłość w jaskrawych obrazach przesunęła się przed nią po piaskach, jak fata morgana na pustyni w rozgrzanem powietrzu, ujawniona działaniem promieni słonecznych. Doznała drugiego cudu — i jakżeż nie miała Mu wierzyć? Składała Mu po-