Przejdź do zawartości

Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znawca antropologii; jakiż to był umysł jasny, a co za swoboda oratorska! Pamiętam, kiedy Broca mówił w Buda Peszcie na kongresie o trepanacyi, czyli przedziurawianiu czaszek, jako o operacyi wykonywanéj w czasach przeddziejowych na czaszkach żywych osób, wcelu robienia talizmanów. Cóż to była za potęga wymowy, siła dowodzeń, co za czarodziejski wpływ na słuchaczy, porwanych potokiem słów, olśnionych blaskiem inteligencyi!
A piękne panie, uczone niewiasty? czy także z dalekich stron przybyły, aby pospołu z antropologami obradować?
Owszem, były jedne, były podobno i drugie Que sais je? powtórzę z Montaigne’m. Znajdowały się na liście członków kongresu i panie, co ojcom lub mężom towarzyszyły; ale snadź trzymały się ściśle słów Pawła św.: kobiéta nie mówi w kościele — to jest jak tu w zgromadzeniu. Jakoż żadna z pań dotychczas nie zabiérała głosu, żadna nawet nie zgłosiła się, aby wstąpić na mównicę i dać się słyszéć w rozprawach tak ważnych, tak ciekawych, które właśnie na stół wytoczono: o człowieku w trzeciorzędowéj formacyi.
I nic dziwnego, bo i najgłębsi archeologowie stoją oto zadumani i patrzą... na kilkadziesiąt krzemieni nieco obrobionych, które mają przekonywać, że człowiek istniał już wtedy, kiedy — jeśli