Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

giej główce: tysiące publiczności, łzy zachwytu, ogłuszający ryk tłumu i sława, sława, sława... Och, ciernistą, ciernistą jest ta droga! Czego się krępować? Nie bez honoru przeszedłem przez nią, lecz pozwólcie mi na nowo zacząć życie, wolę zostać kupcem lub rzemieślnikiem. Niech mi pani wierzy, jestem już starcem i wreszcie niemam żadnej potrzeby kłamać. Przez moje ręce przeszło wielu młodych ludzi, tak samo pełnych skrzydlatych nadziei, jak i pani. Lecz niech pani się spyta, gdzie są oni teraz? Dziesięć, piętnaście osób zdobyło sobie jakikolwiek rozgłos. O większości niem a ani słuchu, ani duchu. Wielki procent poszedł po utorowanej drodze pijaństwa, dwuznacznego bałaganowego powodzenia, intryg zakulisowych i plotek: Ja przecież, gołąbko, ani słowa nie mówię, kiedy lezą do mnie dymisjonowani oficerzy, lub synkowie kupieccy, lub beznadziejne, w sensie Hymenu, dziewice. Widziała pani u mnie w salonie parkę? To mój krzyż, za który, prawdopodobnie, wiele wybaczonem mi będzie. Lecz za to za każdym razem, kiedy los przyprowadzi da mego salonu młode, porywcze stworzenie, — wciąż mi się zdaje, że własnemi rękoma spycham je w głębokie i brudne odmęty. Pani i wyobrazić sobie nie może, co to za kloaka — scena prowincjonalna.
Sławinskij mówił jeszcze długo i przekonywująco. Nie pamiętam wszystkich jego słów, lecz, mojem zdaniem, trudno było nie uwierzyć gorącej mowie jego.
Lidoczka wstała i, nie podnosząc oczu, zaczęła