Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i bardziej przekonywałem się, że to bynajmniej nie przeciętny artysta.
Razu pewnego przed wieczorem zrobiłem ważne odkrycie: on uczył ją sztuki scenicznej. Siedział w ogrodzie na ławce przed okrągłym drewnianym stołem, na którym zwykle pili herbatę. Ona stała przed nim zmieszana i podniecona, i deklamowała coś z pamięci. Aktor słuchał, z opuszczoną w dół głową, lekko kołysząc ciałem i miarowo uderzając bokiem prawej dłoni w stół.
Kiedy blondynka skończyła deklamację, szybko pobiegł do niej, schwytał obydwie jej ręce w swoje i z ogniem ściskając je, coć zaczął mówić. Widocznie, wyrażał jej swój zachwyt. Ona odwracała się i odpychała ręce, lecz on nie wypuszczał ich i w dalszym ciągu mówił, starając się zajrzeć w jej twarz.
Widocznie, blondynka zakosztowała słodkiej trucizny pełnych zachwytu pochwał artysty, dlatego, że od tego dnia każdego wieczoru bywałem świadkiem odbywających się w ogrodzie lekcji deklamacji dramatycznej. Czy był szczerym aktor, czy nie, nie wiem, lecz zabrał się do pracy z blondynką w sposób najbardziej stanowczy. Mąż nie przeszkadzał im. Zdarzało się, że podczas lekcji przychodził do uczenicy i nauczyciela, słychał z pięć minut, włożywszy ręce w kieszenie, potem z dobroduszną miną klepał aktora po ramieniu i odchodził do swoich kwiatów.
Pod koniec miesiąca zrobiłem drugie odkrycie, lecz znacznie ważniejsze, niż pierwsze. Zdarzyło się to, również wieczorem, kiedy przezroczyste po-