Przejdź do zawartości

Strona:A. Kuprin - Szał namiętności.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nauczyciela, z ceremonialnego ukłonu przyjezdnego i po cokolwiek nieśmiałym ruchu, z jakim blondynka podała mu rękę, zobaczyłem, że nauczyciel przedstawia żonie swego przyjaciela.
„Znaczy się, pomyślałem: aktor i nauczyciel nie spotykali się przynajmniej lat dziesięć — dwanaście. Jeżeli człowiek decyduje się przyjechać niespodziewanie do domu rodzinnego, musi być w bardzo bliskich stosunkach z kimkolwiek w rodzinie. Słowem, to przyjaciel młodości i dzieciństwa mojego sąsiada, taki bliski i wierny, że ich przyjaźni nie ochłodziło nawet małżeństwo jednego z nich. Tylko gdzie ja go widziałem przedtem, tego aktora? Bardzo znajoma fizjonomja. A zresztą, być może, to jeszcze wcale nie aktor“.
Jednakże, następnego dnia przekonałem się o słuszności moich pierwszych przypuszczeń. Przed wieczorem wszyscy troje — i gospodarze i ich gość — pili w ogrodzie herbatę. Przyjezdny coś opowiadał z wielkim ożywieniem, z pięknymi, wyszukanymi ruchami. Naraz wśród rozmowy wstał, powoli skrzyżował ręce na piersi, przyczem twarz jego przybrała wyraz zamyślony-tragiczny. Widocznie, deklamował, i sądząc z charakteru gestów, cośkolwiek w rodzaju hamletowskiego „Być albo nie być“. Nauczyciel i blondynka patrzeli na niego z naprężoną uwagą. Kiedy skończył i z sztucznem pięknym wyczerpaniem opadł na ławkę, nauczyciel kilkakrotnie poklepał dłonią o dłoń, jakby go oklaskując. Blondynka nie poruszyła się. Trudno było powiedzieć, jakie wrażenie wywarł