Przejdź do zawartości

Satyrykon

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gajusz Petroniusz
Tytuł Satyrykon
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Michał Dębicki
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Satyrykon.

Jestto satyra, a raczej romans obyczajowo-satyryczny, napisany prozą, tu i owdzie przeplataną wierszem, i malujący w dosadnych barwach zdziczałą demoralizacyę średnich i wyższych warstw społeczeństwa rzymskiego za czasów Nerona. Bohaterem romansu jest obywatel rzymski Enkolpios, który sam opowiada swoje przygody, przez jakie przechodził, szukając wyrafinowanego zadowolenia. W tej pogoni za nizkiemi, a nawet wstrętnemi uciechami życia, ani on, ani towarzysz jego Ascyltus nie ogląda się na środki i osiąga cel przy pomocy różnych sztuczek i praktyk szalbierskich, nie wyłączając morderstwa dla rabunku, a tem bardziej pospolitego oszustwa lub kradzieży. Z obszernej całości „Satyrykonu“ pozostało tylko 18 fragmentów z księgi XV i XVI. Przedstawiają one niedokładny obraz działalności Enkolpiosa i jego towarzysza, wraz z wspólnym ulubieńcem Gitonem, w południowych Włoszech, a mianowicie w Kampanii (Neapolu?) i Krotonie. Najobszerniejszym i najważniejszym z tych fragmentów jest opis uczty u bogacza Trymalchiona. Jest-to prostak i nieuk, który udając oczytanego w literaturze, każe Agamemnonowi porwać Helenę i prowadzić o to wojnę Trojanom z Tarentynami; za młodu był niewolnikiem i przez lat czternaście dogadzał chuciom swego pana, za co po jego śmierci otrzymał znaczny zapis i to właśnie było rozczynem jego majątku. Zbogaciwszy się na szczęśliwych przedsiębiorstwach handlowych i lichwiarskich pożyczkach, obecnie jest tak bogaty, że nawet nie wie, ile ma majątku. Popisuje się nim wszakże przy każdej sposobności, a nawet marzy o tem, żeby kupić całą Apulię. Używanie wyrafinowanych przyjemności stanowi jedyny przedmiot jego myśli. Na swoje zbytkowne uczty rad przyjmuje wszystkich, bo może w ten sposób popisać się wszystkiem, co jako swoją chlubę uważa, i zabawić się w towarzystwie ludzi tej samej wartości moralnej. Enkolpios i Ascylt, przygotowawszy się należycie, przybywają do niego na ucztę.

„Nakoniec położyliśmy się na sofach przy stole biesiadnym. Wnet ukazali się niewolnicy z Aleksandryi egipskiej i każdemu z nas nalali na ręce wody, ochłodzonej śniegiem. Inni znowu umywali nam nogi i obcinali paznokcie nader ostrożnie i zręcznie. Tej niezbyt miłej operacyi nie dokonywali oni bynajmniej w milczeniu, lecz równocześnie śpiewali. Wzięła mnie chętka przekonać się, czy też wszyscy niewolnicy śpiewają i w tym celu zażądałam napoju. Natychmiast przybiegł jeden z nich i powitał mnie przeraźliwym śpiewem; w taki sam sposób postępował każdy, od którego żądano, aby co podał. Rzekłbyś, że się znajdujesz pośród chóru teatralnego, nie zaś w sali jadalnej bogatego obywatela“.
„Po chwili wniesiono przekąski dla zaostrzenia apetytu. Wszyscy goście już się byli pokładli, oprócz samego Trymalchiona, któremu wedle nowomodnego zwyczaju pierwsze przeznaczono miejsce. Przekąska składała się z korynckiego dorsza, na którego grzbiecie leżały misterne sakwy, a w nich z jednej strony znajdowały się białe, z drugiej czarne oliwki. Ryba ta spoczywała na dwóch półmiskach, z których każdy miał na brzegu wyryte nazwisko Trymalchiona oraz wagę srebra. Na małych talerzykach, bramowanych stalą, leżały szczury marynowane w miodzie i posypane makiem. Dalej w srebrnych koszykach mieściły się gorące kiełbaski, a obok nich stały śliwki syryjskie i ziarnka jabłek punickich (granatowców). Gdyśmy się rozkoszowali w smakowitych przekąskach, dały się słyszeć dźwięki muzyki, śród której wniesiono niebawem samego gospodarza domu, Trymalchiona, i usadowiono go na miękkich poduszkach. Na ten widok niektórzy z lekkomyślnych gości wybuchnęli śmiechem. Co prawda, trudno było utrzymać powagę. Łysa bowiem jego głowa wystawała zabawnie ze szkarłatnego płaszcza, o wokół obciążonej ozdobami szyi zawiązano mu obszytą purpurowym szlakiem serwetę. Na małym palcu lewej ręki miał duży złocony pierścionek, a na przednim stawie sąsiedniego palca, — mniejszy, lecz — jak mi się zdawało — szczerozłoty pierścionek, wysadzany gęsto stalowemi gwiazdkami. Ażeby więcej jeszcze pokazać swych bogactw, obnażył prawe ramię, które było ozdobione złotym naramiennikiem i bransoletą z kości słoniowej, zamykającą się zapomocą błyszczącego łańcuszka. — „Przyjaciele, rzekł niedbale Trymalchion, czyszcząc sobie zęby srebrną wykałaczką, jeżeli mam prawdę powiedzieć, to mi się jeszcze nie chciało przybyć do sali jadalnej; ażeby was jednak przez nieobecność nie skazywać na wyczekiwanie, zrzec się wolałem własnej przyjemności. Pozwolicie mi jednak, że skończę zaczętą partyjkę“. — Po tych słowach przystąpił doń niewolnik, niosąc warcabnicę z drzewa terebintowego i kryształowe kostki. Przy tej sposobności wpadł mi w oko szczegół, świadczący o pańskim guście Trymalchiona. Zamiast bowiem zwykłych czarnych i białych liczmanów używał prawdziwych monet złotych i srebrnych. Gdy nasz gospodarz zajął się grą, a my dojadaliśmy reszty przekąsek, wniesiono serwis z okrągłym koszykiem, w którym znajdowała się drewniana kura z rozpostartemi skrzydły, zupełnie tak, jak gdyby siedziała na jajach. Jednocześnie ukazali się dwaj niewolnicy i śród ogłuszającej muzyki poczęli przetrząsać podścielisko kury i znalezione w niem jaja pawie rozdawać gościom. Trymalchion odwrócił głowę od warcabnicy i rzekł: „Przyjaciele! kazałem pod tę kurę podłożyć jaja pawie, lecz na Herkulesa! — jestem w strachu, czy się już nie zalęgły. Bądź co bądź, spróbujmy, czy się jeszcze na co przydadzą“. — Wzięliśmy tedy do rąk srebrne łyżki, z których każda ważyła przynajmniej pół funta, i zaczęliśmy przebijać skorupy jaj, sporządzone — jak się okazało — z mąki nasyconej tłuszczem. Co do mnie, omałom nie upuścił swojej porcyi na ziemię, gdyż na pierwszy rzut oka byłem pewny, że wewnątrz utworzyło się już coś nakształt pisklęcia. Dopiero gdy usłyszałem, jak jeden ze starszych biesiadników zawołał: „tu z pewnością kryje się coś wyśmienitego“, zapuściłem łyżeczkę głębiej i znalazłem ze zdumieniem tłuściutką figojadkę, a wokoło niej żółtko, zaprawione pieprzem...“

Przy falernie z roku konsulatu Opimiusza[1], śród wesołej pogawędki uczta trwa dalej.

„Nikt z nas nie przeczuwał, żeśmy dopiero — jak mówi nasze przysłowie — połowę góry przysmaków przebyli. Skoro bowiem sprzątnięto ze stołu przy akompaniamencie muzyki, wprowadzone zostały do sali trzy białe świnie, ustrojone wstążkami i dzwoneczkami. Niewolnicy, którzy je wprowadzili, podawali jedną z nich za dwuletnią, drugą za trzyletnią, trzecią zaś za najstarszą, bo sześć lat mającą. Przypuszczałem, że to są petauryści[2], pokazujący na placach publicznych rozmaite sztuki i figle. Lecz Trymalchion wyprowadził mnie z niepewności pytaniem: „Którą z tych świń życzycie sobie mieć przyrządzoną natychmiast? Chłopi i inni śmiertelnicy prażą sobie kapłony, kury i tym podobne drobnostki; ale moi kucharze gotują zwykle w kotłach całe cielęta“. I nie czekając na naszą decyzyę, kazał przywołanemu kucharzowi przyrządzić świnię najstarszą“.

Zagroziwszy kucharzowi surową karą, jeżeli prędko i dobrze nie wywiąże się z zadania,

„Trymalchion zwrócił się do nas z łaskawym uśmiechem i rzekł: „Jeżeli wam to wino nie smakuje, to każę przynieść innego. Z łaski bogów nie potrzebuję nic kupować: wszystko, cokolwiek przyjemnie łechce podniebienie, rośnie w tych dobrach moich, których jeszcze nie widziałem ani razu. Mówiono mi, ze leżą w pobliżu Tarentu i Terracyny. Zamierzam właśnie zakupić obszerne posiadłości w Sycylii, ażebym, gdy mi przyjdzie ochota wybrać się do Afryki, mógł jechać wciąż przez własne dobra“...

Upłynął czas jakiś na wesołej pogawędce, w której gospodarz popisywał się ze swoją nieszczęsną erudycyą i dowcipem, a goście mu przyklaskiwali, gdy wtem

„Olbrzymia taca z odpowiedniej wielkości wieprzem zajęła stół biesiadny. Wszyscyśmy jęli podziwiać pośpiech kucharza i przysięgać, że w tak krótkim czasie niepodobnaby upiec nawet kurczęcia. Zdumienie nasze było tem potężniejsze, że wieprz wydał się nam nierównie większym, niż odyniec, któregośmy widzieli niedawno. Trymalchion zaczął mu się przyglądać coraz uważniej, wreszcie zawołał: „Cóż to? ten wieprz niewypatroszony? Nie, doprawdy, nie wypatroszony! Kucharzu! wołać mi tu natychmiast kucharza!“ — Kucharz stanął smutny przed stołem i wyznał nieśmiele, że wistocie zapomniał wypatroszyć. „Jakto? co? zapomniałeś? Czyliż o tem można zapomnieć tak, jak o dodaniu kminu albo pieprzu? Obnażyć tego łotra!“ Obnażono biedaka natychmiast i dwaj siepacze stanęli obok niego. Tymczasem wszyscy zaczęli za nim prosić i przekładać: „Wszakże to się każdemu może przytrafić, zapominać rzecz ludzka. Przebacz mu, przebacz tym razem; gdyby się to miało powtórzyć, nikt się za nim wstawiać nie będzie“... „No, kiedy masz taką złą pamięć, to wyjmij trzewia tutaj, w naszej obecności“. Kucharz wziął na się odzież, schwycił za nóż i drżącą ręką w kilku miejscach rozpruł brzuch zwierzęciu. I ktoby się spodziewał? Naraz z otworów, które się coraz powiększały pod wpływem wewnętrznego zawarcia, zaczęły się wydobywać różnego rodzaju kiełbasy i kiszki“.

(W. M. Dębicki).
Całkowity przekład uczty Trymalchiona wraz ze streszczeniem innych fragmentów „Satyrykonu“ ogłosił drukiem W. M. Dębicki p. t. „Biesiada u milionera rzymskiego za czasów Nerona“ (Warszawa, 1879).




  1. Słynne wino w Kampanii. Opimiusz był konsulem w roku 121 przed Chrystusem.
  2. Kuglarze.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gajusz Petroniusz i tłumacza: Władysław Michał Dębicki.