Przejdź do zawartości

Roman (1896)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Antoniewicz
Tytuł Roman
Pochodzenie Poezye O. Karola Antoniewicza T. J.
cykl Powieści i opowiadania
Redaktor Jan Badeni
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1896
Druk Drukarnia «Czasu»
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały cykl
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROMAN.
POWIEŚĆ HUCULSKA.

N

Na wysokiej połoninie
Roman leży, krew z ran płynie,
I z głębokiej studni wody
Chce się napić dla ochłody.
Z łzami bratnie dłonie ściska,
Bo sam czuje, że śmierć bliska.

»Hej, Stefanku, zejdź w dolinę,
Pozdrów tkliwie mą rodzinę.
Tam nad Prutem nasza chatka;
U drzwi stuknij, wyjdzie matka.
Ty jej powiedz, niech nie zwleka,
Bo śmierć długo nie poczeka;
Syn jej kona w ciemnym lesie,
Niech mu wody dzban przyniesie,
A wy do mnie, towarzysze,
Niech raz jeszcze pieśń usłyszę,

Pieśń huculską, pieśń karpacką.
Lecz zanućcie mi ją chwacko,
Jak to niegdyś, gdy my społem
Roztrącali chmury czołem.«


ŚPIEW.

Wstrzymaj, orle, bujny lot,
Bo cię woła Hucuł brat;
Już w Karpatach runął grzmot,
Lećmy razem, tam nasz świat.

Grzmotem w piersiach naszych śpiew,
Kiedy wita błogi maj;
Ogniem w żyłach pryska krew,
Gdy się liściem ścieni gaj.

Hej, kto nie zna naszych gór,
Tęskny z życiem wiedzie bój.
Tam w dolinie pełno chmur,
Tu na górach światła zdrój.

Przyszła matka, ale wody
Dzban nie niesie dla ochłody,
»Mój Romanie nieszczęśliwy,
Powiedz, gdzie twój towar siwy[1],
Gdzieś zakopał twoje złoto?«


— »Matko, ty się pytasz o to!
Ty nie pytasz się Romana,
Gdzie go krwawa boli rana?
Śmierć z ciałem i skarb zagrzebie,
Moje złoto nie dla ciebie!
Chatka twoja tam w dolinie,
Grób Romana w połoninie.«

»Hej Stefanku, wróć w dolinę,
Idź do ojca, mów, że ginę,
Niech z głębokiej studni wody
Dzban przyniesie dla ochłody.
A wy bliżej towarzysze!
Niechaj jeszcze raz usłyszę
Pieśń, coś my niegdyś śpiewali
Śród szumiących Prutu fali.«


ŚPIEW.

Hej! odbijmy łódź od brzegu!
Prucie, nasza górska rzeko,
Wód jaskółce pomóż w biegu;
Tam w dolinie, niedaleko,
Tam gdzie chatka, tam przy skale,
Tam nas nieście Prutu fale!

Prut się pieni, łódź umyka,
Ledwie wody się dotyka.
Jak koń, jeźdźca gdy poczuje,
Fala wioseł moc poczuła,

I już łódki nie wstrzymuje,
Bo Prut poznał łódź Hucuła.

Piękne wody po dolinie,
Piękne zdroje w połoninie;
Lecz nad inne milej dzwonią
Prutu fale górską pieśnią,
Gdy nad niemi chmury gonią,
Gdy je w brzegach skały ścieśnią.

Przyszedł ojciec, ale wody
Dzban nie niesie dla ochłody,
»Mój Romanie nieszczęśliwy,
Powiedz, gdzie twój towar siwy?
Gdzieś zagrzebał twoje złoto?«

— »Ojcze, ty mnie pytasz o to?
Ty nie pytasz się Romana,
Gdzie go krwawa boli rana?
Śmierć z ciałem i skarb zagrzebie,
Moje złoto nie dla ciebie!
Twoja chata tam w dolinie,
Grób Romana w połoninie.«

»Hej Stefanku, ten raz jeszcze
Po tej krętej wązkiej ścieszce
Zejdź w dolinę. Tam gdzie kładka,
Tam wysepka, na niej chatka
W cieniu jodeł obok młyna.
A w tej chatce jest dziewczyna.
Ty jej powiedz, niech nie czeka.
Bo śmierć bliska, czas ucieka,

Roman kona w ciemnym lesie,
Niech mu wody dzban przyniesie.
A wy do mnie, towarzysze,
Niech wasz głos jeszcze usłyszę;
Zanućcie mi pieśń rozstania,
Pieśń nadziei, zmartwychwstania!«


ŚPIEW.

Na góry, na góry,
Tam bliżej do nieba;
Tam słońce, tu chmury,
Nam słońca potrzeba.

Bywaj zdrów, Romanie,
Twa pamięć nie zginie
Tu z nami zostanie
I w wieki popłynie.

Gdy w późnej dzwon dobie
Na »Zdrowaś« zadzwoni,
Tu Hucuł przy grobie
Łzę tobie uroni.

Przyszła Afia. Jak wietrzyk majowy
Chód jej był lekki, a dźwięk słodkiej mowy
Jak śpiew skowronka. Błękitne jej oko
W rany Romana zajrzało głęboko;
Ulgę przyniosło, bo łza w oku była,
A ta i duszy rany zagoiła.


Mówić nie mogła; przyklękła, płakała,
Do ust schorzałych dzban wody podała.
Roman się napił i w górę wzniósł czoło,
Ścisnął dziewczynę i w niebo wesoło
Wzrok, serce wlepił, pojednał się z losem
I do Afii słabym wyrzekł głosem:
»Dziewczę, bądź zdrowa! »Skowronek zadzwonił
I blask się rozlał na góry i błonie;
Wiatr chmury pędził i błękit odsłonił.

»I ja z chmurami w inny świat pogonię.
Dziewczę, bądź zdrowa! Drży łza w Twojem oku,
Ach, jakże smutno będzie mi bez ciebie!
Gdybym cię zawsze mógł mieć przy mym boku!
Tyś moją duszą, gwiazdą na mym niebie!
Ja biedny Hucuł już śmierć w sobie noszę;
Ścigany, błędny, śród skał umrzeć muszę.
W zamian za życia miłosne rozkosze
Tobie w pamiątkę oddaję mą dusze.«

I Hucuł dziewczę do serca przycisnął,
Odwrócił głowę, może łzę uronił,
Smutnych Hucułów dłoń po dłoni ścisnął,
Westchnął raz jeszcze, w inny świat pogonił.







  1. Huculi zwykli nazywać srebro siwym towarem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Antoniewicz.