Przejdź do zawartości

Praktyka bałtycka na małym jachcie/Kilka słów o kompasie i namierniku

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Kuliński
Tytuł Praktyka bałtycka na małym jachcie
Wydawca Wydawnictwo Ryt
Data wyd. 1995
Druk Drukarnia „RYT”
Miejsce wyd. Gdańsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KILKA SŁÓW O KOMPASIE I NAMIERNIKU

(Wyposażając mały jacht w morski osprzęt nie wzorujmy się na dużych jednostkach. W przypadku kompasu nie chodzi tu nawet o to, że mają to być przyrządy mniejsze. „Dorosły” jacht morski – wielkości „Opala” ma zazwyczaj duży kompas główny, używany jako namiarowy, przeważnie zamocowany na pokładówce, przed kopertą suwklapy oraz mniejszy, zwany sterowym – usytuowany w kokpicie. W naszym małym jachcie takie wyposażenie nie byłoby ani ekonomicznie uzasadnione ani wygodne. Kompasem głównym będzie zatem kompas sterowy. Namiary będziemy robili ręcznym namiernikiem optycznym, lornetką „Steinera” lub przy wykorzystaniu kompasu radionamiernika. Uwagi do przyrządów namiarowych przedstawię w dalszej kolejności.

Rys. 8.1. Alternatywne usytuowania kompasu na małym jachcie, „A” – klasyczny kompas łodziowy w kokpicie na „łaminóżce”, „B” — kompas sferyczny w tylnej ściance pokładówki.


Na małych polskich jachtach nierzadko widujemy szalupowe kompasy (średnica 100 mm), zawieszone kardanowo w kokpicie. Owe zawieszenie zamocowane jest do poprzecznej deski, dzielącej i tak mały kokpit. Deska kompasowa utrudnia poruszanie się w nim tak dalece, że zasłużyła na powszechnie używaną nazwę „łaminóżki”. Takie usytuowanie kompasu na małym jachcie wyposażonym w silnik stacjonarny zmusza do znacznych zabiegów kompensacyjnych. Innym mankamentem jest konieczność demontażu, każdorazowo, gdy załoga opuszcza jacht. Przez wiele lat nie było alternatywy.

Rys 8.2. Sferyczny kompas „Plastimo­‑Contest 130”, stosowany na jachcie „Milagro V”.

Latami, jedynymi dostępnymi kompasami były kompasy łodziowe produkowane przez Zakłady Mechaniki Precyzyjnej w Gdańsku (na licencji Platha) oraz radzieckie kompasy szalupowe. Jedne i drugie miały te same zalety i wady. Zaletami była ich osiągalność i uznanie PRS, między innymi dlatego, że miały podziałkę jednostopniową. Wady oceniłbym jako mniej formalne: bardzo chętnie się „zapowietrzały” a ich tarcze były tak monotonne w rysunku, kolorystyce i miniaturyzacji cyfr, że nocne sterowanie bywało stosowane jako kara dyscyplinarna. Do tej pory kompasy te pokutują na małych jachtach głównie z tego powodu, że łatwo uzyskujemy na nie urzędowe atesty ważności. Coraz częściej są one traktowane jako przeglądowe atrapy, pokazywane tylko inspektorom urzędów morskich. Później wracają do szafek przystaniowych pakamer lub owinięte w szmaty – pieczołowicie sztauowane są między dennikami, pod koją czy za urządzeniem kingstonowym. Stało się to za sprawą ukazania się w naszych sklepach prawdziwych jachtowych zachodnich kompasów sferycznych, przystosowanych do wygodnego montowania w tylnej ścianie pokładówki, dużo wyżej nad silnikiem, dużo bliżej oczu sternika. Tarcze kompasów bywają różnokolorowe w sąsiadujących ćwiartkach, pięciostopniowa podziałka tarczy wyróżniona jest dużymi cyframi co 10 stopni (bez zbędnych zer), podświetlenie o regulowanej intensywności, wskaźnik przechyłu jachtu, trwałe zamocowanie – oto główne zalety tej nowszej (nie najnowszej!) generacji kompasów jachtowych.

Rys. 8.3. Przybliżony przebieg krzywej dewiacji możemy ustalić w oparciu o pomiary dokonane w narożniku pomostów naszej przystani.

Niektóre kompasy sferyczne są tak skonstruowane, że nawigator siedzący za stołem nawigacyjnym sam może obserwować wskazania – bez nękania sternika stereotypowym „co leży na kompasie?”. Kupując takie cudo – sprawdźcie jednak w instrukcji dla jakiej strefy geograficznej jest on przystosowany. Porządny kompas sferyczny powinien mieć szufladkę na wkład kompensacyjny. Kompas sferyczny powinien być montowany po tej stronie zejściówki od której jest dalej do radiotelefonu, radioodbiornika i pozostałej elektroniki. Mówiąc prosto – po stronie kambuza. Taka lokalizacja uchroni go przed wpływem magnesów stałych (głośniki) oraz innych, trudnych do przewidzenia wpływów pokładowej elektroniki a skipper­‑kuk będzie cały czas dobrze zorientowany dokąd jacht zmierza.

O ile zupełnie nieistotną kwestią jest to czy urzędowo powołanym do troski o moje bezpieczeństwo instytucjom będzie się mój kompas podobał – ważnym jest sporządzenie rzetelnie dokładnej krzywej dewiacji. Jeżeli jej ekstrema przekroczą wartość 10 stopni – warto by dokonać odpowiedniej kompensacji. Jeśli wyniki tych zabiegów okazałyby się mało zadowalajace – proponuję zlecić to dewiatorowi (np. w JKMW „Kotwica”). Do uzyskania wstępnych danych do krzywej dewiacji wcale nie musimy szukać specjalnej dalby. Wystarczy nam narożnik pomostów cumowniczych lub nabrzeż, których kierunki są nam znane z planu portu. Zwróćcie jednak uwagę aby nie były to pomosty stalowe lub nabrzeża na ściankach larssena. Ustawiając jacht w sposób pokazany na rysunku uzyskujemy cztery odczyty. Cumując po przekątnej (równe długości cum) – uzyskujemy następne 4 odczyty. Zatem mamy już pomiary co 45 stopni. Do wstępnego oszacowania kompasu – powinno wystarczyć. Małych jachtów zazwyczaj nie buduje się ze stali. Nie mniej – ewentualnych wątpliwości co do dewiacji przechyłowej możecie się pozbyć wykonując kontrolne pomiary tak przechylonego jachtu (Rys.8.4.)

Rys. 8.4. Przebalastowanie jachtu do kontroli wielkości dewiacji przechyłowej

Gdybyście jednak kupowali klasyczny, kociołkowy kompas szalupowy to unikajcie takich, które mają dwa (od 0° do 180°) lub cztery (od 0° do 90°) sektory podziałki na tarczy. Posługiwanie się takimi kompasami to duży kłopot i bardzo łatwo o pomyłki.

Rys 8.5. Najzręczniejszy przyrząd do namierzania się na obiekty lądowe – lornetka/namiernik firmy „Steiner” (a), oraz oszczędnościowy model tego samego pomysłu (b).

Oczywiście można zlecić zmianę tarczy w stacji atestacji kompasów na Oksywiu ale zastanówcie się czy przeróbka ta będzie opłacalna. Na zakończenie tego tematu – dwie rady praktyczne. Na szybie klasycznego kompasu możecie postawić kieliszek koniaku – ale nigdy szklankę herbaty czy kawy. Usuwanie bąbla (małego bąbelka – nie warto) powietrznego dokonujemy spirytusem, przy użyciu strzykawki, po uprzednim ochłodzeniu kompasu i alkoholu w chłodziarce domowej. Kompasami elektronicznymi zajmiemy się przy następnej okazji.

Kompas sferyczny lub kompas sterowy w „łaminóżce” nie nadają się do dokonywania namiarów bezpośrednich. Jak już wspomniałem – scedujemy te zabiegi na ręczny namiernik optyczny, lornetkę „Steinera” lub radionamiernik. Nie oznacza to, że nie możemy dokonać namiaru pośredniego – zwracając na moment dziób jachtu na obserwowany obiekt.

Za najlepszy sposób dokonywania namiarów optycznych uważam użycie lornetki „Steinera”, wyposażonej w integralną busolę, której odczyt pojawia się w okularze. Droższe modele lornetek tego typu (niekoniecznie firmy „Steiner”) posiadają guziczek, którego naciśnięcia zatrzymuje odczyt. Najistotniejszą zaletą tego przyrządu jest dokładność pomiaru – wynikająca z tego, że z jednakową ostrością obserwujemy siedmiokrotnie przybliżony obiekt – jak i pionową nitkę namiarową. Zatem szybkość i precyzja pomiaru, „dwa w jednym”. Lornetki namiarowe mają tylko jedną ale niestety istotną wadę. Ich ceny zaczynają się od 1000 DM. Namiar wykonany ręcznym namiernikiem optycznym nie jest już tak dokładny, chociażby z tego powodu, że przeciętny wiek armatora nawet małego jachtu morskiego oscyluje lub przekracza 40 rok życia. W tym wieku akomodacja oka zaczyna napotykać już na pewne trudności. Użytkownik namiernika zauważa ze zdumieniem, że albo dobrze widzi namierzany obiekt albo „muszkę” namiernika. Dalsi sąsiedzi mówią akomodacji nie chwatit’. Stąd niedokładności pomiaru. Wniosek – powierzać namiary młodej, lub młodziej czującej się żonie. Identyczne problemy występują przy zastępowaniu namiernika optycznego – radionamiernikiem.

Rys. 8.6. Ręczny namiernik optyczny firmy „Plastimo”

Na zakończenie dwa słowa o kompasiku skippera. Skipper, będący jednocześnie armatorem – zazwyczaj ma swe legowisko w hundce. Śpiąc – jak przysłowiowy zając w bruździe może czuwać nad sternikiem jeśli ma zainstalowany przy poduszce mały (40–60 mm) sferyczny kompas z lotniczego demobilu lub nabyty na rynku od rosyjskich turystów.



Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0.
Dodatkowe informacje o autorach i źródle znajdują się na stronie dyskusji.


Udziela się zgody na kopiowanie, dystrybucję i/lub modyfikację tego tekstu na warunkach licencji GNU Free Documentation License w wersji 1.2 lub nowszej, opublikowanej przez Free Software Foundation.
Kopia tekstu licencji umieszczona została pod hasłem GFDL. Dostepne jest również jej polskie tłumaczenie.

Informacje o pochodzeniu tekstu możesz znaleźć w dyskusji tego tekstu.