Przejdź do zawartości

Poezye (Goethe, tłum. Zathey)/Do Przyjaciół

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Hugo Zathey
Tytuł Do Przyjaciół
Pochodzenie Poezye Goethego
Wydawca Redakcja „Przeglądu Polskiego“
Data wyd. 1879
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Do Przyjaciół.

Dla tych z pomiędzy łaskawych czytelników, którzy znając moje dawniejsze usiłowania na polu naukowém, z pewném niedowierzaniem wezmą te poezye do ręki i zdziwią się, skąd mię stać było na tak zbytkowne zajęcie, wypada mi powiedzieć słów parę.
W ciągu dłuższego pobytu mego za granicą przed trzema laty, w długich i samotnych przechadzkach w dolinie Adygi i na brzegach morza Śródziemnego, nawiedzać mię zaczęły i kręcić się po głowie wiersze, goście od lat młodzieńczych niewidziani i w twardéj pracy życia zapomniani — i prześladowały mię z taką natarczywością, że opędzić się im nie mogłem. I byłoby się mogło stać ze mną, jak w sławnéj balladzie Goethego z owym biednym Uczniem Czarownika, który pragnąc o własnych siłach doświadczyć czarodziejskiéj sztuki, omal nie zginął w powodzi, wywołanéj zuchwale i samowolnie.
Gdy jednakowoż pokusa nie ustawała, a Jamby, Trocheje i inne djabliki, jak owe miotły, nie dawały mi spokoju, wtedy zwróciłem się myślą do poety, dla którego od najmłodszych lat osobliwszą miałem cześć i miłość, którego dzieła towarzyszyły mi nawet we wszystkich po świecie wędrówkach, zwróciłem się do Goethego i zawołałem w duszy: „Mistrzu Panie! Ty widzisz, jak mnie kuszą!“ — On uśmiechnął się, jak uśmiecha się ojciec patrząc na igraszki niedorosłych dzieci, i rzekł: „Próbuj malcze, próbować nie szkodzi.“ — Po długim namyśle odezwałem się z pokorą: „Dobrze, spróbuję, spróbuję raz jeden zakląć te duchy, ale pozwól, że zaklnę je nie własną nieudolną, lecz pieśnią twoją, w moim ojczystym powtórzoną języku.“ — Tu wahanie jego było większe i namysł dłuższy, bo się obawiał, bym nie porwał strun nieśmiertelnéj lutni, bym nie sfałszował melodyi i nie pomylił nuty, a témsamém nie znieważył téj ślicznéj pieśni, która była tak prosta, tak pełna uczucia i rozumu, gdy z jego własnéj dobywała się piersi.
I rzeczywiście, kto się do takiéj pracy zabiera, pokonać musi wiele trudności. Język nasz nie ma tylu bogatych swobód co niemiecki, ani rytm tyle zmienności. Nigdy mianowicie nie dorówna niemieckiemu w obfitości dźwięków jednozgłoskowych, tak częstych u Goethego, ani korzystać nie lubi i nie może z prawa elizyi, ściągania zgłosek i różnych innych przywilejów. Przytém styl Goethego jest może najtrudniejszy do oddania ze wszystkich, jakie znam. Treść zawsze poetyczna, pełna uczucia, prawdy i namiętności, łączy się u niego z największą, z bezprzykładną prawie prostotą wyrazu, tak, że każde niemal zdanie taksamo musiałoby brzmieć w najzwyklejszéj prozie — i to jest, zdaniem mojém, najwyższą ale też i najtrudniejszą do naśladowania tajemnicą prawdziwéj sztuki.
Muszę jednak wyznać, że praca szła mi bardzo swobodnie i jakby od niechcenia. Stąd powstały pewne tu i owdzie niedokładności, które mogłem, których jednak nie chciałem późniéj poprawiać, pomny przestrogi Goethego: „Bilde Künstler, rede nicht; nur ein Hauch sei dein Gedicht.“ Ta swoboda, z jaką praca była wykonana, obok zachęty przyjaciół, skłania mię do ogłoszenia téj próby.
Czy z niéj wyszedłem zwycięzko, czy odwaga moja nie była za wielka, i, co najważniejsza, czy nie skrzywdziłem wielkiego mistrza, którego poezye, niedostatecznie u nas znane, pragnąłbym zbliżyć do serc polskich, osądzi światły czytelnik, tém mniéj potrzebujący być pobłażliwym, im przedsięwzięcie trudniejsze — bo na cóż się zrywać, że użyję słów starego naszego poety, jakoby z motyką na słońce?
Praca ta, a raczéj to „niepróżnujące próżnowanie,“ było mi w ciężkich chwilach życia wielką pociechą i rozrywką. Ale to oczywiście nikogo obchodzić nie może. Niewolno mi także powiedzieć, jak powiedział niegdyś Goethe w liście do jednéj z przyjaciółek swoich: „Należę do poetów cierpliwych; jeśli się wam ta piosnka nie podoba, zaśpiewamy inną“ — lecz raczéj tak mi się odezwać wypada: „Jeśli się wam piosenka podoba, to znajdzie się może i więcéj — a jeśli nie, to damy spokój piosneczkom i nie będziemy was nudzić.“ — Gdyby zresztą wyrok wypadł niepomyślnie, będzie lepiéj i dla mnie i dla tych kilkudziesięciu wierszy, które ogłaszam, jeśli je co rychléj pochłoną zapomnienia fale.

Hugo Zathey.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Hugo Zathey.