Przejdź do zawartości

Pierwszy list, co mnie doszedł...

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Pierwszy list, co mnie doszedł...
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIERWSZY LIST, CO MNIE DOSZEDŁ...

Pierwszy list, co mnie doszedł z Europy,
Jest ten od ciebie, Pani[1]. — Piszę miarą,
Jak człowiek w wielkiej samotności, który
Muzyką sobie nieuczoną wtórzy,
I to mu zamiast towarzystwa służy.
Musiałem rzucić się na ten ocean,
Nie abym szukał Ameryki — ale
Ażebym nie był tam... O, wierz mi, Pani,
Że dla zabawki nie szuka się grobu
Na półokręgu przeciwległym globu.
I... dotąd, dotąd skorzystałem tylko
Z tego, co podróż daje dwumiesięczna
Przez te obszary, zaprawdę, straszliwe.
Straszliwe, mówię, dla płynących w sposób,
Jaki dla takich, jak ja, przystał osób.
Dnie były głodu, pragnienia i inne,
Dnie moru, dzieci konały niewinne
Dla mleka matek, które niewczas psowa.
Widziałem także okręty rozbite
I twarze majtków, wątpiące o naszym,
Widziałem marność ludzką tak, jak nigdy,

Ale bez kłamstwa — ale w prawdzie nagiej,
Ale widziałem ludzi, choć tak marnych,
Ale widziałem naiwność nicości
Bez dekoracji cnót, wiary, mądrości.
Kto na tej lichej łupinie dał komu
Lepszego chleba ziarnek, lub «jak się masz»,
To był odłamek chleba lub «jak się masz».
Zaiste, warto zbiec trzecią część świata,
Aby się taką uraczyć rzadkością.
Jeśli przyjemnie Pani pisać czasem,
To proszę; dotąd nikt nie pisał do mnie,
Okrom tych kilku słów, co mam od Pani.
Proszę mi pisać o bracie i sobie,
O rzeczach, które Pani są najbliżej,
O jakich drobnych rzeczach, albo o tem,
Co się podoba Pani — wszystko dobrze,
Cokolwiek piszesz, Pani. Pani jesteś
Dobra, a owoc jest tak, jako drzewo.
Co do mnie, rzecz jest inna; ja to jestem
Na świecie jako w trupie doskonałej
Nadkompletowy aktor — jeśli kiedy
Czyje mi zrobi miejsce zaziębienie,
To dobrze — albo jeśli kochanek się spóźni,
Lub duch nie na czas włos sobie rozwieje,
Lub piorun winien uderzyć przechodnia...
To już są moje w dramie specjalności.
Są to zabawne historje... dla gości.
A nie myśl, Pani, abym żółcią pisał!
O, nie... żałuję tylko, że być może,
Iż nawet grobu mego mieć nie będę,
Tak, jak prosiłem o to mych przyjaciół.
Lecz cóż? — Cóż kiedy brakło mi na świecie
W słowach...? Na wszystko czekałem dopóty,
Aż pękło serce, jak organ zepsuty.
To — któż wie?... również będzie z grobem moim...
O, Boże!... jeden, który jesteś, Boże,
Ja także jestem...
choć jestem przez Ciebie.

∗             ∗

A wy? O moi wy nieprzyjaciele,
Którzy, począwszy od pełności serca,
Aż do ziarn piasku pod stopami memi,
Wszystko mi wzięliście, mówiąc: «Nie słyszy —
Nie wie — nie widzi — nie zna...» wam ja, z góry
Samego siebie ruin, mówię tylko,
Że z głębi serca błogosławić chciałbym.
Chciałbym... to tyle mogę... resztę nie ja,
Bo ja tam kończę się, gdzie możność moja.

New-York, 10 kwietnia 1853.





  1. Do Marji Trembickiej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.