Przejdź do zawartości

Patrzcie, Wojciechu... (Orkan, 1903)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Orkan
Tytuł Patrzcie, Wojciechu...
Pochodzenie Z tej smutnej ziemi
Wydawca Księgarnia Polska B. Połonieckiego
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia „Słowa Polskiego“ we Lwowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PATRZCIE, WOJCIECHU...

Patrzcie, Wojciechu, na te cuda!
Srebrzyste kule śniegu lecą —
Jedna po drugiej leci gruda,
A wszystkie srebrem w słońcu świecą...
— Nic to! — odrzecze z jasną twarzą —
Wczesne ziemniaki się udarzą...

Patrzcie, ile to płatków płonie
I skrzy się w słońcu przez odbicie,
Jak okiem dojrzeć — całe błonie
Pali się srebrem... Nie widzicie?
— Widzę — odrzecze — ostra zima!
Pogoda w lecie nam wytrzyma.

A patrzcie, ile drgań, promieni,
Ile to ogni sieją zorze,
Ile to barw się w słońcu mieni,
Jakie złocisto-krwawe morze!...
— Dyć chwała Bogu! Zmięk napewno.
Da przywieść z lasa jakie drewno...


Czyż nie widzicie tych wszystkich piękności,
Wśród których, szczęśni, od mała żyjecie?
Spójrzcie — doprawdy, bo mię to już złości —
Spójrzcie, ile to cudów na tym świecie!...
— Prawda, świat piękny, warto na nim pożyć,
Byle człek zawdy miał co w gębę włożyć...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Orkan.